Unia chce także zaostrzenia przepisów dotyczących rajów podatkowych (np. utworzenia wspólnie ich czarne listy) i przeciwdziałania agresywnemu planowaniu podatkowemu (tj. unikaniu danin z wykorzystaniem międzynarodowych struktur, w tym spółek rejestrowanych w krajach o niskich lub zerowych stawkach).
To, co tolerowano przez dziesięciolecia ku zadowoleniu części biznesmenów, ale nierzadko też urzędników i polityków (nazwiska wielu znalazły się na pierwszej, liczącej 130 tys. pozycji liście uciekinierów podatkowych ujawnionej niedawno w ramach globalnego dziennikarskiego śledztwa), teraz przestało być dobrze widziane.
Zachęty Komisji Europejskiej padły na podatny grunt, bo w narodowych budżetach dramatycznie brakuje pieniędzy, a kryzys sprawia, że w najbliższej przyszłości nie będzie ich więcej – chyba że zostaną wydrukowane. Jednocześnie przeciętni podatnicy, których nie stać na optymalizację rozliczeń, od kilku lat ponoszą ciężar ratowania gospodarek przed totalnym załamaniem. Uszczelnianie systemu jest więc nie tylko ekonomicznie uzasadnione (pod warunkiem że rzeczywiście z powodu międzynarodowej współpracy możliwości ucieczki przed wyższym opodatkowaniem staną się iluzoryczne), lecz także – co tu kryć – politycznie opłacalne. Propozycje zmian w ustawach o PIT i CIT, a także w Ordynacji podatkowej, do której na powrót wprowadzona ma być generalna klauzula przeciwko unikaniu opodatkowania, trzeba widzieć jako polską odpowiedź na apel KE. O jakości tej odpowiedzi przesądzą szczegółowe regulacje. Ale kierunek zmian jest już – nie tylko w Polsce – przesądzony.