Dolinie Krzemowej brakuje rąk do pracy i tylko fachowcy z zagranicy mogą temu zaradzić – twierdzi szef Facebooka Mark Zuckerberg, który wraz z innymi „krzemowymi prezesami”, m.in. Marissą Mayer z Yahoo!, Erikiem Schmidtem z Google oraz Reedem Hastingsem z Netfliksa, lobbuje w Kongresie na rzecz zmian w systemie przyznawania wiz pracownikom wykwalifikowanym.

>>> Czytaj też: Ile zarabia specjalista IT, a ile bankier?

Zuckerberg założył grupę lobbystyczną FWD.us, która przekonuje, że bez reformy systemu wizowego Dolina Krzemowa może utracić pozycję światowego lidera przemysłu komputerowego. Nękający Amerykę kryzys szkolnictwa w zakresie STEM (Science, Technology, Engineering, Math) sprawia, że liczba absolwentów politechnik od lat jest niewystarczająca, a starsi inżynierowie nie spełniają wymagań pracodawców. Eksperci nazywają to zjawisko kryzysem talentu. – Najbardziej cierpią start-upy, a to one dostarczały Dolinie Krzemowej innowacji. Skutki takiej polityki odbiją się nam czkawką – mówi DGP Vivek Wadhwa, komentator „Washington Post” i autor książki „Exodus imigranta. Dlaczego Ameryka przegrywa w globalnym wyścigu po przedsiębiorczy talent”.
Od początku roku FWD.us wydało na lobbing 13,8 mln dol. Dla porównania inna prominentna organizacja lobbująca w sprawie imigracji, The National Council of La Raza, 80 tys. dol. Pośpiech i pieniądze są wskazane. Grupa senatorów kończy przesłuchania w sprawie reformy imigracyjnej, debatując m.in. nad propozycją Immigration and Innovation Act of 2013. Ustawa pozwoliłaby zwiększyć pulę wiz typu HB-1 (dla fachowców) z ustanowionego w 1990 r. poziomu 65 tys. rocznie do 115 tys., a jeśli będzie potrzeba każdego roku można będzie zwiększać tę pulę o 20 tys. (do 300 tys. rocznie). Zagraniczni studenci odbierający w USA dyplom wyższej uczelni automatycznie otrzymywaliby zieloną kartę.
Reklama
Popyt na wizy HB-1 przekracza podaż kilkakrotnie. Gdy Urząd ds. Obywatelstwa i Imigracji otworzył tegoroczny przewód składania wniosków, limit wyczerpano po 5 dniach. Dodatkowe 20 tys. wiz zostanie przydzielone zagranicznym absolwentom uczelni, ale to też kropla w morzu, zważywszy, że w USA studiuje ponad 720 tys. obcokrajowców, a 35 proc. studentów na kierunkach STEM pochodzi z zagranicy. Jako argument w debacie imigracyjnej prezes Microsoftu Steve Ballmer lubi przytaczać historię Kunala Bahla. Microsoft zatrudnił go po studiach, lecz po roku stracił, bo zabrakło mu szczęścia w loterii wizowej. W 2007 r. Bahl wrócił do Indii i założył Snapdeal.com, odpowiednik eBaya. Snapdeal ma opinię najlepiej zapowiadającej się platformy e-handlu w Azji, a 29-letni dziś Bahl zatrudnia ponad tysiąc osób. Gdyby nie urzędniczy kaprys owocami talentu i przedsiębiorczości Bahla karmiłaby się Ameryka.
Nie brak jednak sceptyków uważających, że sektor IT nie przeżywa kryzysu kadrowego, a pracownicy z zagranicy są mu potrzebni, by utrzymywać zaniżone stawki płac. Powołują się na opublikowany w marcu raport Economic Policy Institute „Czy studenci zagraniczni są najmądrzejsi i najzdolniejsi?”. Nie potwierdza on ich wyższości intelektualnej, za to pokazuje, że obcokrajowcy rzadziej niż amerykańscy rówieśnicy zatrudniają się po studiach w sektorze badań i rozwoju, wylęgarni innowacji.
– Brak dowodów na to, że zatrudniani przez nas zagraniczni fachowcy to rzeczywiście śmietanka talentu, wskazuje na potrzebę reformy systemu wiz HB-1, ale tak, byśmy rzeczywiście przyciągali najlepszych z najlepszych, a nie tylko pozyskiwali tanią, posłuszną siłę roboczą – mówi DGP Norman Matloff, autor raportu i profesor nauk komputerowych na Uniwersytecie Kalifornii w Davis.