Ale deklarują, że z tego prezentu wcale nie zamierzają korzystać. Szczerze mówiąc, takie deklaracje mnie nie dziwią. W końcu rozszerzenie działalności o najem mieszkań oznacza spore zmiany w firmach – trzeba choćby zatrudnić ludzi, którzy będą zajmowali się pilnowaniem czynszów oraz będą dbać o to, aby najemcy płacili na czas. Trzeba się liczyć z przypadkami, kiedy zalegających z płatnościami trzeba będzie wyrzucać z mieszkania siłą.

Do tego dochodzi jeszcze postrzeganie przez nabywców budynku, w którym spora część mieszkań jest wynajmowana. Jak sądzę, dla wielu chętnych może być to informacja zniechęcająca. No i jeszcze jedno – trzeba się liczyć z tym, że mieszkanie opuszczone przez najemcę będzie wymagać odnowienia, i z tym, że takiego lokalu z odzysku nie uda się sprzedać po cenie, po której kupowane są nowe.

Jest jeszcze jeden powód niechęci deweloperów do najmu. Ci, którzy są obecni na rynku, wiedzą, że z tej możliwości bardzo szybko zaczną korzystać mniejsze firmy, które potrzebują pieniędzy na obsługę kredytów czy podstawowe płatności, a którym z różnych powodów słabo idzie sprzedaż. Wielu z takich deweloperów po prostu nie stać na utrzymywanie pustych mieszkań i często najem, nawet po stosunkowo niskiej cenie, będzie jedyną szansą na przetrwanie.

Jeśli takich małych firm będzie dostatecznie wiele, podaż mieszkań pod wynajem może wzrosnąć, co przełoży się na spadek cen najmu. A to z kolei może się odbić na popycie na mieszkania. Dla dużych deweloperów może to oznaczać konieczność dalszego obniżania cen, co przełoży się na dalszy spadek marż tych firm, z których wiele przyzwyczajonych zostało do kilkudziesięcioprocentowych zysków na każdym mieszkaniu. A – jak wiadomo – utrata zysków boli każdego.

Reklama