To m.in. skutek wejścia Rosji do Światowej Organizacji Handlu (WTO). Dla nastawionej na eksport gospodarki białoruskiej to poważny problem.
Od stycznia zapasy produkcyjne wzrosły już niemal o połowę. Największe problemy ze zbytem mają producenci cukru, dachówek i wywrotek. Wymienione branże mogłyby wstrzymać produkcję nawet na cztery miesiące, a i tak nie zabrakłoby im wyrobów do sprzedania. Praktycznie trudno znaleźć branżę, która nie miałaby z tym problemów. Kłopoty dotyczą też fabryk maszyn, odzieży czy nawet wódki. Swoisty rekord ustanowił producent m.in. liczników zużycia gazu i energii Brestelektra, którego zapasy wynoszą już 1137 proc. miesięcznej produkcji. Przyczyną jest szybka utrata klientów, przede wszystkim na rynku rosyjskim.
Gazeta „Zautra twajoj krainy” podaje przykład MAZ, producenta autobusów i ciężarówek. Jeszcze w zeszłym roku mińska fabryka w kategorii pojazdów o masie od 14 do 40 ton miała 13-proc. udział w rosyjskim rynku. W pierwszym kwartale bieżącego roku skurczył się on do 7 proc. W tym samym czasie główny konkurent mińszczan, KamAZ z rosyjskiego Kazania, zwiększył swój udział z 33 proc. do 49 proc. Przez ostatnie trzy lata toczyły się targi o połączenie obu marek w ramach jednego holdingu. Strona białoruska faktycznie doprowadziła jednak do ich zerwania, a prezydent Aleksander Łukaszenka nazwał podobne pomysły „bandycką akcją, za którą stoją cudzoziemcy”.
Reklama
W innych branżach zagrożeniem dla Białorusinów nie są jednak konkurenci z Rosji, ale spoza Wspólnoty Niepodległych Państw. Gdy w ubiegłym roku Moskwa przystąpiła do WTO, de facto pociągnęła ze sobą także Białoruś i Kazachstan, z którymi łączy ją Unia Celna. – Jest to dla nas problem. Zasady Unii Celnej są zharmonizowane z zasadami WTO, a zatem chcąc nie chcąc, musimy zasady tej organizacji spełniać, nie posiadając praw związanych z formalnym członkostwem – mówił DGP ambasador Białorusi Wiktar Hajsionak. Rosja zgodnie z umową akcesyjną obniżyła stawki celne na niektóre towary, zagraniczna konkurencja stała się tańsza, a rykoszetem dostali białoruscy producenci.
Inny argument podaje w rozmowie z tygodnikiem „Ekspiert” liberalny ekonomista Jauhien Prejhierman. – To skutek białoruskiego modelu gospodarczego, który jest zorientowany na produkcję, uzależniając ją nie od popytu na konkretnych rynkach, a od planu narzucanego przez ministerstwa – powiedział. Priorytetem, jak w czasach komunizmu, jest bowiem pełne zatrudnienie i ilość, a nie jakość towarów. W efekcie co prawda oficjalnie zarejestrowane bezrobocie na Białorusi wynosi zaledwie 0,6 proc., ale ekonomiści twierdzą, że nawet co dziesiąty zatrudniony pracuje na fikcyjnym etacie, wykonując bezsensowne z ekonomicznego punktu widzenia czynności. Także dlatego państwowi giganci przemysłu unikają ograniczania produkcji w trudnych czasach.
„Białoruś będzie usiłowała zrekompensować straty przemysłu poprzez zwiększanie eksportu na rynki pozaeuropejskie, głównie do państw Ameryki Płd. i Azji. Jednak będą to jedynie działania zastępcze i tymczasowe, które tylko odsuną w czasie konieczność transformacji technologicznie przestarzałej, opartej na nieefektywnym modelu nakazowo-rozdzielczym białoruskiej gospodarki” – pisał we wrześniowym raporcie o skutkach wejścia Rosji do WTO dla Białorusi Ośrodek Studiów Wschodnich. Ta teza znajduje potwierdzenie; Łukaszenka w marcu gościł w Indonezji i Singapurze, próbując zainteresować miejscowy, 250-milionowy rynek białoruską produkcją.