W wyniku niekorzystnych danych PMI Chin oraz wypowiedzi Bena Bernanke, zapowiadającego wygaszanie polityki luzowania ilościowego, Nikkei stracił w ciągu jednej sesji ponad 7 proc. W istocie, wszystkim, co może zaoferować Kuroda i inni decydenci w bankach centralnych na całym świecie, jest spokój.

Zeszłoczwartkowe tąpnięcie na japońskiej giełdzie, kontynuowane w trakcie kolejnych sesji, skłoniło ekspertów do zadania pytania o racjonalność działania rynków. Trudno bowiem znaleźć w postępowaniu inwestorów na tokijskim parkiecie ślady, które wskazywałyby na konieczność tak gwałtownej przeceny. Co prawda, ani wiadomości z Chin ani zapowiedzi Bernankego nie są informacjami, które inwestorzy powinni przyjmować z uśmiechem na ustach. Mimo tego, ich zachowanie, mówiąc delikatnie, nosiło znamiona przesady.

Z drugiej strony, czym się tu martwić? Sprawni inwestorzy zawsze znajdą instrumenty, które pozwolą im zarobić krocie. To jasne, ale w rozsądnym inwestowaniu liczy się coś więcej niż krótki termin.

Trudno analizować trendy rynkowe bez badania historii. Na światowych parkietach trwa niewidziana od kilku dobrych lat hossa, pompowana zwiększającą się podażą pieniądza oraz obietnicami wprowadzania kolejnych tego typu rozwiązań. Amerykańska Rezerwa Federalna kreuje 85 mld USD miesięcznie. Japoński bank centralny ogłosił pakiet stymulacyjny
o wartości ponad 1.4 tryliona USD, który ma pozwolić wyrwać kraj z 15-letniej deflacji. Bank of England i ECB nie zostają w tyle. W obliczu rosnącej inflacji i niższych rentowności obligacji szefowie banków centralnych zaczynają przebąkiwać o poszukiwaniu aktywów na rynkach akcji. Giełdy zaczęły szaleć. Od listopada zeszłego roku Nikkei zyskał ponad 70 proc. Trzymając w ręku granat, inwestorzy czekali jedynie na informację, która będzie pretekstem do wyciągnięcia zawleczki. Pamiętajmy jednak, że wzrosty na giełdach nie są czymś zupełnie sztucznym. Wiele z indeksów znajduje się znacznie poniżej historycznych maksimów – wspomniany Nikkei jest warty wciąż 60% mniej niż w grudniu 1989 roku.

Reklama

Tyle o historii. Spójrzmy jednak w przyszłość. Japoński precedens rodzi pytania: czy każde ogłoszenie chęci wycofania się z polityki luzowania ilościowego inwestorzy będą traktowali podobnie? Banki centralne nie mogą przecież zwiększać płynności w nieskończoność. Roger Bootle, komentator The Telegraph, zwraca uwagę, że rynki zdają się zapominać o balansie pomiędzy pakietami stymulacyjnymi, wykorzystywanymi, gdy gospodarce nie wiedzie się najlepiej, a ich wygaszaniem, kiedy czynnikiem prowzrostowym na rynkach jest ogólna sytuacja makroekonomiczna. Zamiast czekać na realne działania inwestujący żywią się plotką, wbrew zdrowemu rozsądkowi chętniej słuchając serca niż rozumu.

Bertrand Russell, filozof i laureat literackiej nagrody Nobla mawiał, że historia jest sumą rzeczy, których można było uniknąć. Wydaje się jednak, że koniec luzowania ilościowego jest bliższy, niż może nam się wydawać. Przerażeni politycy zaczynają się już zastanawiać jak przekazać te informacje rynkom. Najważniejszy jest spokój i plan działania. Inwestorzy zdecydowanie łagodniej przyjmą wiadomości, nawet te złe, jeżeli będą się ich spodziewać. Innymi słowy, racjonalne rynki wymagają racjonalnej polityki.