Diekmann przez rok (na koszt swojego własnego wydawnictwa Axel Springer Verlag) siedział w słonecznej Dolinie Krzemowej, zmienił błękitne biznesowe koszule na trampki i T-shirt i szukał inspiracji, jak zbudować model biznesowy dla dziennikarstwa XXI wieku. Czy znalazł? Wielu powątpiewa.

Wydawnictwo Springera plany ma wielkie. To w końcu jedno z największych wydawnictw prasowych w Europie. Tylko w Niemczech należą do niego bulwarówka „Bild” oraz zgłaszający pretensje do opiniotwórczości „Welt”, a także cały zastęp wpływowych dzienników regionalnych. Bild.de jest również jednym z najczęściej odwiedzanych niemieckich portali internetowych. Pozycja branżowego lidera zmusza Springera do ciągłego odpowiadania na pytanie, co dalej. A to w przypadku rynku prasy oznacza opanowanie trudnej sztuki zarabiania na treściach internetowych, co, jak świat długi i szeroki, żadnemu dużemu wydawcy jeszcze się nie udało. Bo niby czytelnicy (a w ślad za nimi reklamodawcy) przenoszą się do sieci, wciąż jednak pieniędzy w internecie jest zbyt mało, by pokryć relatywnie wysokie koszty tworzenia mediów (zwłaszcza takich o wysokiej jakości, niebędących tylko przeglądem doniesień PR-owskich).

Springer jako pierwszy w Niemczech (i jeden z pierwszych dużych graczy na świecie) podjął strategiczną decyzję o wprowadzeniu opłat za korzystanie z serwisów internetowych. Celem jest stworzenie własnego autonomicznego świata. Do którego czytelnik wejdzie (oczywiście za opłatą) i nie będzie musiał już z niego wychodzić. Dostanie wszystko. Wiadomości lokalne, ważne sprawy publiczne, a jeśli trzeba, to i nagie kobiety albo Bundesligę (Springer kupił niedawno za ciężkie pieniądze prawa do transmisji). Inspiracji na to, jak to wszystko dopiąć, Diekmann szukał właśnie w Dolinie Krzemowej, gdzie, jak wiadomo, nawet sprzedawca w Walmarcie jest wizjonerem sieci.

Wyczuli pewnie państwo ironię i była to ironia zamierzona. Bo tak się składa, że przyglądałem się dość uważnie i amerykańskim, i niemieckim modelom biznesowym branży medialnej. I jestem zdecydowanym zwolennikiem tych drugich. W Ameryce, owszem, jest wielu innowatorów indywidualnych gotowych zainwestować miliony w różne ryzykowne projekty (tzw. start-upy). Tylko że większość z nich albo poważne dziennikarstwo udaje (choćby nowy serwis Circa), albo działa na obrzeżach, żywiąc się pracą innych (Huffington Post). Ale to Niemcy są moim zdaniem bliżej znalezienia nowego modelu dla mediów XXI wieku. Właśnie w oparciu o swoje mocne wydawnictwa prasowe, które wciąż z budżetów papierowych potrafią finansować internetowe poszukiwania. I dlatego nie do końca wierzę w to, że Kai Diekmann przywiózł z Ameryki coś wartościowego. Oczywiście prócz opalenizny, modnego zarostu i masy ciekawych zdjęć.

Reklama

PS Wydawnictwo Axela Springera poprzez swoją spółkę – córkę Axel Springer Polska - jest mniejszościowym udziałowcem serwisu Forsal.pl oraz Dziennika Gazety Prawnej. Nie miało to jednak żadnego wpływu na treści prezentowane w tym miejscu przez autora felietonu.