Polska Izba Handlu, zrzeszająca małe sklepy, poparła wczoraj poselski pomysł wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę. Dla tej grupy handlowców niedziela, która kiedyś przynosiła wysokie obroty, obecnie jest dniem martwym, kiedy sprzedaje się zaledwie 10 proc. tego, co w dni powszednie. PIH twierdzi, że argument, iż wolne niedziele spowodują zwolnienia w branży, jest nieprawdziwy. – Z powodu konieczności pracy w niedzielę trudno jest znaleźć osoby szukające zajęcia w tym sektorze. 70 proc. pracowników to kobiety, a znaczenia ich nieobecności w domu w tym dniu nie da się przeliczyć na żadne wskaźniki ekonomiczne – uważa Waldemar Nowakowski, prezes PIH.

Stacje wygrały

W rękach niezależnych kupców pozostaje już jednak tylko niecałe 20 tys. spośród wszystkich niemal 82 tys. placówek spożywczych. – Niezależny handel jest coraz bardziej w mniejszości. Utrzymuje się do tego w niszach rynkowych – zauważa Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji.
Kto jeszcze może zyskać? Na stacjach paliw, prowadzących własne sklepy, już dzięki wprowadzeniu trzynastu wolnych świąt obroty wzrosły w tych dniach przynajmniej o kilkadziesiąt procent. – To był jeden z powodów, dla których postanowiliśmy rozwijać sklepy przy stacjach – wyjaśnia Aleksander Hołoga, odpowiedzialny za sieć paliwową Intermarche. – Wprowadzenie zakazu handlu w święta nie przełożyło się pozytywnie na mój biznes. I teraz nie liczę na specjalny wzrost obrotów. W święta sprzedaż jest na podobnym poziomie jak w pozostałe dni – twierdzi Wojciech Goduński z PPHU Wojtek, do którego należą sieci Biesiadowo i Crazy Piramid Pizza. Nie odżył też z tego powodu sektor turystyczny. – Ożywienie widać jedynie przy okazji długich weekendów. Dlatego nie spodziewamy się zmian na lepsze. Szczególnie że w Niemczech, gdzie działa nasza sieć, liczba rezerwacji nie wzrosła przy okazji wprowadzenia zakazu handlu w niedzielę – informuje Agnieszka Rog-Skrzyniarz z sieci Starwood Hotels & Resorts. Na tłumy klientów nie liczą też operatorzy kin. Szczególnie że większość tego rodzaju placówek znajduje się w centrach handlowych.
Reklama

>>> Czytaj też: Zakaz handlu w niedzielę: Gospodarcze konsekwencje politycznego pomysłu

– W niedzielę w sklepach powyżej 400 mkw. realizowane jest od 5 do 12 proc. tygodniowej sprzedaży. Zakaz pracy spowoduje spadek w tygodniowych obrotach od 3 do 7 proc., co przełoży się na minimum 5-proc. redukcję zatrudnienia w ciągu pierwszego roku obowiązywania ograniczenia – uważa Andrzej Faliński, dyrektor generalny Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji, zrzeszającej duże sieci handlowe. Biorąc pod uwagę, że zatrudniają one ok. 500 tys. osób, daje to zwolnienia rzędu 25 tys. osób. Kolejnych 40 tys. miejsc pracy, czyli 10 proc. ogółu, miałoby zostać zlikwidowanych w centrach handlowych. Jak informuje Anna Szmeja-Kroplewska, dyrektor Polskiej Rady Centrów Handlowych, stanie się tak na skutek spadku obrotów w granicach od 5 do 10 proc. Zagrożone są etaty nie tylko sprzedawców, lecz także pracowników firm sprzątających, ochrony, zajmujących się obsługą techniczną obiektów, firm kurierskich czy dostawców i producentów.

Klient przywyknie

Pierwsze szacunki po ogłoszeniu poselskiego projektu mówiły nawet o likwidacji 50–70 tys. miejsc pracy. Dziś eksperci są już ostrożniejsi w swoich rokowaniach.
Piotr Nowjalis, wiceprezes zarządu firmy obuwniczej CCC, twierdzi, że w jego firmie wolne niedziele nie muszą oznaczać zwolnień, bo pracownicy znajdą zajęcie w nowo otwieranych sklepach. – Wprowadzenie zakazu pracy w dużych sklepach w dni świąteczne w 2007 r. i w 2008 r. nie wpłynęło istotnie na PKB, konsumpcję i bezrobocie. Teraz mówimy jednak o wprowadzeniu cztery razy większej liczby dni wolnych w skali roku. Dlatego nie można wykluczyć ryzyka spadku zatrudnienia, ale minimalnego, rzędu kilkunastu tysięcy etatów. W okresie rosnącego bezrobocia i takiego zagrożenia należy unikać – podkreśla Ignacy Morawski, główny ekonomista Polskiego Banku Przedsiębiorczości.
– Krótkoterminowo zakaz wywrze negatywny wpływ na sprzedaż, bo małe sklepy nie będą w stanie przejąć całego strumienia zakupów. Długoterminowo zaś powinien pozostać bez wpływu. Konsumenci przywykną bowiem do kupowania towarów w inne dni tygodnia – komentuje Arkadiusz Krześniak, główny ekonomista Deutsche Bank Polska.

>>> Czytaj też: Niedziele bez handlu mogą oznaczać zwolnienia

– Nie wszyscy klienci będą mogli lub chcieli robić zakupy w innych dniach lub przez internet – uważa Piotr Nowjalis. Handlowcy wyliczają, że na inne dni tygodnia przeniesie się w sumie ok. 10 proc. niedzielnego utargu. – Mogą lekko spaść płace, podobnie jak PKB. Ale nie będą to istotne zmiany – twierdzi Morawski. Jego zdaniem mogą to być wielkości rzędu dziesiątych lub nawet setnych części punktu procentowego.