Rynek finansowy koncentrował się przede wszystkim na wieczornym komunikacie FOMC i późniejszej konferencji prezesa B.Bernanke. Potencjał do zmian dodatkowo ograniczał brak publikacji istotnych danych makroekonomicznych.

Tak jak można było przypuszczać ważniejsza od komunikatu okazała się konferencja szefa Fed. Komunikat miał bowiem optymistyczny wydźwięk. Podano w nim, że Komitet pozostawił stopy procentowe na dotychczasowym poziomie i zamierza utrzymywać ich rekordowo niski poziom przynajmniej tak długo, aż stopa bezrobocia nie spadnie do 6,5 proc., a inflacja prognozowana na kolejny rok-dwa nie przekroczy 2,5 proc. Jednocześnie poinformowano o kontynuacji programu zakupów aktywów. Dopiero na konferencji po posiedzenie prezes Fed zaczął jednak mówić już o graniczeniu QE w dalszej części tego roku. Kluczowe okazało się zdanie: jeśli prognozy się spełnią, w tym roku prawdopodobne jest zmniejszenie programu skupu aktywów, a skup skończy się do połowy 2014 roku. Według Fed stopa bezrobocia ma wtedy wynosić około 7,0 proc. Fed nie zamierza jednak przedwcześnie ograniczać skrajnie ekspansywnej polityki pieniężnej. Obecne projekcje nie zakładają podwyżki stóp przed rokiem 2015. Choć B.Bernanke wyraźnie podkreślał, że władze Rezerwy Federalnej nie mają gotowego scenariusza działania i wszystko zależeć będzie od sytuacji gospodarczej, to jego słowa odebrane zostały mocno jastrzębio. Na rynku akcji wskaźniki zaczęły silnie spadać. Indeks Dow Jones zanotował największą stratę od dwóch tygodni kończąc dzień 1,35 proc. spadkiem. S&P500 stracił 1,39 proc., zaś Nasdaq spadł 1,12 proc. Przecena dotknęła też rynek amerykańskich obligacji. Rentowność benchmarkowych 10-latek wzrosła do najwyższego poziomu od marca 2012 roku dochodząc do 2,38 proc. Wyraźnie umocnił się też dolar. Dzisiaj z rana kurs EUR/USD kierował się ku 1,32.

Niepewności zostały więc rozwiane i w najbliższych dniach zdecydowanie więcej można będzie zyskać na scenariuszu umocnienia dolara, niż jego osłabienia. O notowaniach euro na poziomie powyżej 1,34 USD na razie trzeba więc zapomnieć. Teraz czeka nas okres domniemań co do konkretnego miesiąca wprowadzenia zapowiedzianych zmian. Na dzień dzisiejszy rynek wskazuje dwa możliwe terminy: posiedzenie wrześniowe i posiedzenie październikowe. Jednocześnie mówi się, że wówczas Fed mógłby ograniczyć skup obligacji z obecnych 85 mld USD miesięcznie do 65-70 mln USD. W naszej ocenie nawet definitywne zakończenie ekspansji ilościowej przez Fed nie spowoduje, że dotychczas wprowadzony do systemu finansowego pieniądz nagle z niego „wyparuje” prowadząc do „katastrofy”. Fed nie będzie przecież wyprzedawać nabytych w ramach ekspansji ilościowych obligacji skarbowych oraz MBS-ów tylko zapewne będzie trzymać je aż do dnia ich wykupu. W związku z tym nie ma mowy o nagłym spadku płynności zarówno na amerykańskim jak i globalnym rynku finansowym. W naszej ocenie to przede wszystkim emocje kierują dziś rynkami, a nie dokładne kalkulacje. Niemniej chyba nikt nie zakładał tak jastrzębiego tonu komentarza Fed.

Posiedzenie FOMC już za nami, a przed nami nowe wyzwania i dalsza analiza fundamentów. Na tym polu wciąż jednak nie jest najlepiej. Opublikowane dziś nad ranem dane z Chin potwierdziły, że z gospodarką tej niegdyś lokomotywy świata wciąż nie jest dobrze. W czerwcu 2013 roku aktywność chińskiego sektora przemysłowego obrazowana zmianami indeksu HSBC China Manufacturing PMI była najniższa od dziewięciu miesięcy. Indeks spadł do 48,3 pkt, a czerwiec okazał się drugim kolejnym miesiącem z rzędu, gdy pozostawał on poniżej granicznego poziomu 50 pkt oddzielającego rozwój od recesji w sektorze. W kolejnych godzinach czwartkowej sesji poznamy jeszcze analogiczne dane dla gospodarek europejskich, a także dla całej strefy euro. Oczekuje się, że dane te pokażą pewną poprawę w stosunku do maja i podobnie jak miesiąc wcześniej pomogą euro, kiedy to po ich publikacji prezes M. Draghi zaczął wypowiadać się łagodniej o możliwości wprowadzenia ujemnej stopy depozytowej w EBC. Jednakże ze względu na jastrzębi ton komentarza Fed nie należy liczyć na znaczące odreagowanie osłabienia wspólnej waluty z ostatnich 12-godzin. Po południu na rynek napłyną zaś dane zza Oceanu. Tradycyjnie, jak w każdy czwartek poznamy liczbę nowych podań o zasiłek dla bezrobotnych i dodatkowo wyniki sprzedaży domów na rynku wtórnym oraz indeks Fed z Filadelfii.

Reklama

W kraju od pierwszych godzin środowej sesji złoty próbował obrabiać straty jakie poniósł dzień wcześniej. Skuteczna obrona poziomu oporu na 4,265 PLN za euro sprowokowała ruch w kierunku 4,25 PLN. Kolejne godziny handlu przynosiły już tylko kosmetyczne zmiany notowań naszej walut. Podobnie jak na rynku euro/dolara również polscy inwestorzy czekali na Fed. Tak, jak się spodziewaliśmy publikowane wczoraj krajowe dane makroekonomiczne nie miały istotnego wpływu na notowania złotego, choć wspierały oczekiwania na obniżkę stóp przez RPP podczas lipcowego posiedzenia. W maju produkcja sprzedana przemysłu spadła o 1,8 proc. r/r, zaś inflacja PPI obniżyła się o 2,5 proc. r/r. Nadal bardzo słabo przedstawia się sytuacja w budownictwie, w ubiegłym miesiącu odnotowano jej spadek o 27,5 proc. r/r.
W reakcji na komentarz Fed złoty osłabił się. Dzisiaj od rana kurs EUR/PLN poszybował w okolice 4,35 czyli znacznie powyżej poziomu przy którym w zeszłym tygodniu NBP interweniował. Wczoraj prezes banku centralnego M.Belka w wywiadzie dla agencji PAP wyrażał swoje zadowolenie z efektów działań banku centralnego na rynku walutowym, podkreślając, że „(..) sytuacja na rynku złotego uspokoiła się zdecydowanie”. Dzisiejsza sesja zweryfikuje tę tezę. Przy dalej spadającym euro/dolarze i rosnących rentownościach polskich obligacji presja na dalsze osłabienie złotego będzie duża. Co ciekawe, po otwarciu sesji złoty zaczął odrabiać straty. W przeciągu dwóch godzin EUR/PLN powrócił do 4,30. Czyżby prezes NBP miał jednak rację?