Do potężnych starć doszło w Aleksandrii w Egipcie, a także w jednej z dzielnic Kairu. Zarówno tam jak i w innych miastach Egiptu odbyły się masowe protesty zwolenników i przeciwników nowych władz. Wielotysięczne manifestacje są uważane za pokaz siły ze strony obu zwaśnionych frakcji.

Zamieszki w Kairze: armia otworzyła ogień

Według Bractwa Muzułmańskiego liczba ofiar nocnych starć na wiecach zwolenników obalonego prezydenta Egiptu przekroczyła 70. Rannych może być nawet tysiąc osób. - Strzelali nie po to by ranić. Strzelali, by zabijać - oskarża egipskie służby rzecznik bractwa. Według źródeł radowych ofiar jest znacznie mniej.

Według przedstawicieli Bractwa, kairskie demonstracje zwolenników Mohammeda Mursiego zaatakowały siły bezpieczeństwa. Uczestnicy wiecu zginęli od ran postrzałowych - wynika ze słów rzecznika organizacji dla agencji Reutera. Gehad El-Haddad twierdzi, że bilans ofiar jest wstępny i może wzrosnąć. Telewizja al-Dżazira pokazała zdjęcia z zatłoczonego kairskiego szpitala, do którego rankiem wciąż trafiali poranieni pociskami ludzie. El-Haddad twierdzi, że wielu zabitych i rannych miało obrażenia klatki piersiowej i głowy.

Reklama

Egipskie ministerstwo zdrowia poinformowało, że w nocnych starciach w Kairze zginęło 20 osób a 177 zostało rannych. To o wiele niższe dane od tych przekazywanych przez Bractwo Muzułmańskie i dziennikarzy.

Według lekarzy bractwa w nocnych starciach z siłami bezpieczeństwa zginąć mogło nawet stu zwolenników obalonego prezydenta. Z kolei dziennikarz AFP tylko w szpitalu przy meczecie Rabaa Adhawiya widział 37 ciał. Ofiary to przede wszystkim zwolennicy Bractwa Muzułmańskiego, którzy od wielu dni protestowali przed meczetem. Według medyków, rannych zostało ponad tysiąc osób. To największa masakra do jakiej doszło w Egipcie od czasu obalenia władzy islamistów i prezydenta Mohammeda Mursiego.

Nie wiadomo gdzie jest Mursi

Zarówno na placu Tahrir jak i przy meczecie Rabaa Adhawiya w Kairze demonstrowały setki tysięcy osób. Z jednej strony są zwolennicy nowych władz i armii, która apelowała o wyjście na ulice. Z drugiej strony - zwolennicy odsuniętego od władzy na początku lipca Bractwa Muzułmańskiego i prezydenta Mohammeda Mursiego. Według świadków nad ranem przed meczetem Rabaa Adhawiya siły bezpieczeństwa otworzyły do protestujących ogień, a tłum został także obrzucony gazem łzawiącym. Lekarze, którzy zajmowali się ofiarami, twierdzą, że większość osób zmarła od ran postrzałowych głowy i klatki piersiowej.

Egipska policja i ministerstwo spraw wewnętrznych zaprzeczają jednak, by to ich służby strzelały w nocy do demonstrantów. Generał i rzecznik policji Hany Abdel Latif w oświadczeniu odczytanym w telewizji zapewniał, że funkcjonariusze używali tylko gazu łzawiącego, ale nie ostra amunicja. Obarczył islamistów o spowodowanie starć.

„To skandal, który udowadnia, że ta władza ma za nic konstytucję. Oni powinni powiedzieć, gdzie przetrzymywany jest prezydent Mursi i czy ma prawnika” - mówi jeden z liderów Bractwa Mohammed el-Beltagy.

Przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości w Egipcie poinformowali, że obalony prezydent otrzymał zarzuty kolaboracji z palestyńskim Hamasem i przygotowania spisku, który doprowadził do jego ucieczki z więzienia przed dwoma laty, a także planowania ataków na egipskie więzienia w 2011 roku. To właśnie wtedy, w czasie pierwszych dni arabskiej wiosny Mursi wraz z innymi członkami Bractwa Muzułmańskiego w zagadkowych okolicznościach uciekł z jednego z więzień.

Od czasu obalenia prezydenta Mursiego Bractwo Muzułmańskie odmawia współpracy z nowymi władzami. Islamiści zarzucają armii, że ta dokonała puczu. Niemal codziennie w Kairze dochodzi do manifestacji zwolenników Bractwa.

Szef działu zagranicznego „Rzeczpospolitej” Jerzy Haszczyński uważa, że sytuacja w Egipcie szybko się nie uspokoi, bo Bractwo Muzułmańskie nie będzie chciało współpracować z nowymi władzami. „Zostało zepchnięte do podziemia i nie chce pójść na kompromis, nie godzi się na to, że prezydent Mursi nie wróci do władzy” - mówił wczoraj Haszczyński na antenie radiowej Jedynki. Ocenia się, że od czasu zmiany władzy w Egipcie zginęło już niemal 300 osób.