Jest pan zaniepokojony sytuacją finansową spółdzielczych kas oszczędnościowo-kredytowych? Jest już nadzór komisaryczny w pierwszej kasie.

To są normalne działania nadzorcze. Pamiętajmy, że państwowy nadzór wykonuje w SKOK-ach swoje czynności od jesieni ub.r. a tak naprawdę od początku tego roku. Jesteśmy w normalnym procesie nadzorczym, czyli badamy sprawozdawczość, dokonujemy inspekcji, prowadzimy postępowania w stosunku do tych kas, które tego wymagają. Wśród nich są postępowania dotyczące zarządu komisarycznego. W stosunku do jednej z kas – kasy św. Jana z Kęt w Rumi takie postępowanie zostało zakończone i Komisja podjęła w piątek decyzję wprowadzającą od poniedziałku zarządcę komisarycznego.

Kasy bronią się, że słabsze wyniki to efekt cały czas zmieniających się rozporządzeń dotyczących rachunkowości. Argumentują, że liczba ich klientów cały czas rośnie. A także - że niektóre banki także mają problemy z przeterminowanymi kredytami. Co pan na to?

Regulator, czyli minister finansów, w rozporządzeniu określił zasady tworzenia odpisów aktualizacyjnych – czyli ile należy utworzyć rezerw na przeterminowane kredyty. Według nas od strony regulacyjnej nie dzieje się nic specjalnego. Rezerwy są teraz tworzone tak, jak tego wymaga światowa organizacja, do której SKOK-i należą, czyli Światowa Rada Związków Kredytowych. Do tej pory te zasady były ustalane przez Kasę Krajową i one różniły się od tego, czego oczekiwała tamta organizacja. Minister finansów nie stworzył żadnych szczególnych regulacji. One są zbliżone do tych, które obowiązują banki.

Reklama

Decyduje to, czy kredyt jest spłacany, czy nie. Jeżeli on nie jest spłacany więcej niż trzy albo dwanaście miesięcy, to wiadomo, że szanse na to, że zostanie spłacony, są dosyć niskie i trzeba dokonać odpowiednich odpisów, które odbijają się na wyniku finansowym. My jesteśmy od tego, żeby tych reguł pilnować.

Jak pan patrzy na te wyniki – wskaźnik wypłacalności 1,11 proc., ujemne kapitały własne, trzy czwarte z programami naprawczymi – to jest normalna sytuacja?

Ja już takie sytuacje w swoim życiu jako nadzorca widziałem, kiedy w latach 90. restrukturyzowaliśmy banki. Patrzę na to z innego punktu widzenia: najpierw trzeba zdiagnozować sytuację, potem podjąć odpowiednie środki zaradcze. No i te środki są i będą podejmowane. Generalnie nasza ocena jest taka, że w lepszej kondycji są mniejsze kasy, tam gdzie więź między członkami jest mocniejsza. To prawda, że na 55 kas 44 są na programie naprawczym. Nie oznacza to, że w stosunku do nich wszystkich można mówić o dramatycznej sytuacji. Przez lata nagromadziło się sporo problemów, ale po to jest nadzór państwowy, żeby te problemy rozwiązywać. Zresztą, jeśli popatrzeć na historię SKOK-ów, to tam dochodziło do przejęć i nie zawsze to były działania o charakterze przyjaznym. Były wypadki, że przejęcia wymuszała sytuacja finansowa. Ale widać wyraźnie, że po tym, jak kasy zostały objęte nadzorem KNF, są bardziej zdecydowane ruchy i po stronie samych kas. Mamy uruchomienie funduszu stabilizacyjnego…

>>> Czytaj też: Gwiazdowski: reforma OFE nie jest planem nacjonalizacji

Ten fundusz nie jest za mały? On w połowie jest już wykorzystany.

To prawda, ale sama Kasa Krajowa, która przez 20 lat nadzorowała SKOK-i, twierdzi, że czyni starania, żeby do Polski wpłynęły dodatkowe środki od partnerów amerykańskich. Mamy też w końcu Bankowy Fundusz Gwarancyjny. To wszystko elementy, które mają zapewnić stabilność.

A więc sytuacja nie jest dramatyczna, ale mówimy o BFG, o 100 mln dolarów ze Światowej Unii Związków Kredytowych i o tym, że być może te środki trzeba będzie uruchomić.

Dokładnie tak. Nie używałbym generalnego sformułowania, że sytuacja jest dramatyczna. W jednych kasach mamy do czynienia ze złą sytuacją, w innych z dobrą.

Jaki procent klient klientów-członków SKOK-ów może być narażony na trudności finansowe ich organizacji?

Tam, gdzie mamy 44 kasy na programach naprawczych, tam potencjalnie są problemy…

Ale jaki to jest procent członków?

Większość. Ale istotne są dwie rzeczy – pamiętajmy, że klientami kas są ich właściciele. To jest zupełnie inaczej niż w systemie bankowym, więc tym osobom teoretycznie – a myślę, że i praktycznie – powinna być znana sytuacja podmiotów, w których składają swoje depozyty. I nie ukrywamy, że w pierwszej kolejności będziemy oczekiwali wsparcia ze strony właścicieli. Właściciel musi być odpowiedzialny za to, co dzieje się w należącym do niego podmiocie. Mam wrażenie, że nie we wszystkich kasach właściciele z tego sobie zdawali sprawę . Rola zarządców komisarycznych będzie polegała na tym, żeby w pierwszym rzędzie ustalić faktyczną sytuację kas i przekazać ją właścicielom.

Senator Grzegorz Bierecki, przewodniczący rady nadzorczej Kasy Krajowej, mówi, że KNF mogła jeszcze wstrzymać się z publikacją raportu o SKOK-ach.

Nie będę się odnosił do tego typu wypowiedzi. My nie widzimy najmniejszego powodu, żeby zarówno członkowie, ale i opinia publiczna nie widziała, jaka jest sytuacja całego systemu. My na żadnym nadzorowanym rynku nie ukrywaliśmy tego, jak ten rynek wygląda i nie zamierzamy tego robić w odniesieniu do systemu SKOK. Robimy to, co do nas należy.

Mówi pan, że ewentualne koszty naprawiania sytuacji finansowej SKOK-ów poniosą głównie ich właściciele, czyli klienci.

Taka powinna być normalna kolei rzeczy. Ale zdajemy sobie sprawę, że nie zawsze to będzie możliwe. Dlatego – powtarzam – są zarówno środki z Kasy Krajowej – funduszu stabilizacyjnego, jak i w ostateczności BFG. Naszą ideą jest uniknięcie negatywnych konsekwencji z punktu widzenia depozytów. Ale potrzebnego kapitału kasy będą musiały szukać również u właścicieli.

Czy czuje się pan zaniepokojony, jeśli chodzi o przyszłe kompetencje KNF? Ministerstwo Finansów chce odebrać KNF możliwość wydawania rekomendacji. Ma ją dostać nowa Rada Ryzyka Systemowego.

To jest pierwszy projekt, w fazie wstępnej dyskusji. Myślę, że to jest efekt pewnego niezrozumienia tego, czym są rekomendacje KNF oraz czego oczekują od tego typu ciał, jak Rada Ryzyka Systemowego, instytucje europejskie zajmujące się nadzorem makroostrożnościowym. KNF w rekomendacjach odnosi się głównie do wymiaru mikro – związanego z ostrożnym i bezpiecznym zarządzaniem bankami, czyli np. kontrolą wewnętrzną, systemami informatycznymi, bazami danych dotyczącymi nieruchomości. W rekomendacjach, które są przedmiotem szczególnego zainteresowania, czyli rekomendacji T dotyczącej kredytów detalicznych i rekomendacji S dotyczącej kredytów mieszkaniowych, zrezygnowaliśmy z określania wskaźnika DtI – obsługi długu do zarobków. Inny wskaźnik – LtV, czyli kredyt do wartości nieruchomości też ma charakter przejściowy. Jak zacznie funkcjonować Rada Ryzyka Systemowego, to ona będzie go określała. Przepisy dyrektywy CRD IV i rozporządzenia CRR mówią, że właściwe władze krajowe podejmują decyzje dotyczące buforów kapitałowych i to na pewno jest narzędzie o charakterze makroostrożnościowym. Więc ja bym nie mylił mikro – to, co jest w rekomendacjach, z makro – z kompetencjami nowego ciała.

>>> Czytaj również: Oręziak: Gra o nasze emerytury to nie ruletka

Być może środowisko bankowe ucieszyłoby się, gdyby zmienił się organ wydają rekomendacje? Przypomnijmy, że rekomendacja S jest dość mocno krytykowana, że przy tak słabym rynku jeśli chodzi o sprzedać nieruchomości wymogi 10-proc. wkładu własnego jest niepotrzebna.

Wykonaliśmy badanie, co ma największy wpływ na dostępność kredytu mieszkaniowego. To nie są rekomendacje KNF, ale po pierwsze ceny mieszkań w relacji do dochodów, co kompletnie nie zależy od nadzoru finansowego. Tu problemem jest wielkość marż pobieranych przez deweloperów. Druga rzecz to wysokość stóp procentowych. Stopy oficjalne NBP i podążający za nimi WIBOR są dziś wyjątkowo niskie.

Jeśli chodzi o wkład własny, to do końca 2013 r. tego wymogu nie będzie. Później on będzie rósł o 5 pkt proc. rocznie. Więc obecnie nie ma ograniczeń – a mimo to wartość tych kredytów mocno nie rośnie. Wymóg wkładu własnego będzie mógł być zredukowany przez posiadanie ubezpieczenia. Z naszego punktu widzenia najważniejsze jest bezpieczeństwo banków i deponentów. Interes kredytobiorcy jest niezwykle istotny, ale misją każdego nadzorcy bankowego jest ochrona depozytów. Nie może powtórzyć się sytuacja, że mieszkania były kredytowane ponad ich wartość. I dziś mamy setki tysięcy ludzi, dla których kwota do spłaty znacznie przewyższa wartość mieszkania. Jeśli patrzymy na interes kredytobiorcy to jest sytuacja nie do zaakceptowania. Ci ludzie być może do końca życia są związani z kredytem.

Z tym, że to głównie osoby, które wzięły kredyty we frankach, gdy frank był bardzo tani.

Nie tylko. Znamy przypadki banków, które oferowały kredyty złotowe na 120 proc. wartości mieszkania. A więc to nie tylko kwestia zmian kursów walutowych, ale polityki banków. Dawano kredyt bez wkładu własnego i na tzw. doposażenie.

W przyszłości takie zalecenia powinna wydawać KNF czy Rada Ryzyka Systemowego?

W zakresie stosunku kwoty kredytu do wartości zabezpieczenia – RRS. Podobnie jeśli chodzi o dodatkowe bufory kapitałowe. Ale na pewno nadzór musi zachować wpływ na działalność banków i zarządzanie ryzykiem.

Kiedy pojawi się zalecenie w sprawie bancassurance – sprzedaży ubezpieczeń przez banki?

Prowadzimy prace studialne. Przewidujemy, że we wrześniu komisja przyjmie założenia do rekomendacji. Wtedy rozpocznie się proces konsultacji z sektorem bankowym i ubezpieczeniowym. Myślę, że do końca roku uda się cały proces zakończyć. Naszą ideą jest to, by klient miał świadomość, w jakim charakterze występuje bank –czy jako agent, czy jako ubezpieczający, kto jest beneficjentem. Chodzi nam generalnie o poprawienie komunikacji między bankiem a klientem, bo tu było bardzo wiele nieporozumień.

Nie będzie ograniczeń, jeśli chodzi o koszty takich ubezpieczeń?

Nasze rekomendacje mają generalnie charakter jakościowy, a nie ilościowy.

Będą kolejne przejęcia banków w Polsce?

Wypowiadaliśmy się na temat fuzji w obrębie banków z pierwszej dziesiątki. Uważamy, że doszliśmy do tego etapu, że na te kwestie należy patrzeć z niezwykłą ostrożnością. Być niezwykle wnikliwym.

Ale nie mówi pan „nie”.

Nikt rozsądny nigdy nie mówi z góry „nie”. Ale dzisiaj jeśli chodzi o strukturę naszego sektora bankowego zarówno z punktu widzenia znaczenia poszczególnych podmiotów na rynku, udziału w aktywach, jak i z perspektywy podziału geograficznego inwestorów – to jest ona bliska optimum. My nie mamy problemu takiego, jak w krajach Europy Zachodniej, że są banki, których aktywa wielokrotnie przekraczają wartość PKB – tam zastanawiają się jak je dzielić. Z naszej perspektywy nierozsądne byłoby to, by dążyć do takiego modelu, czyli łączyć banki, by potem je dzielić. My mamy doświadczenie, co to znaczy podzielić średniej wielkości bank- pamiętamy podział BPH. To się ciągnęło bardzo długo, klienci byli niezadowoleni.

Czyli obecnie pana zdaniem mamy optymalną sytuację w sektorze.

Co do koncentracji – zdecydowanie tak.

A co pan sądzi o projektowanych zmianach w OFE, jeśli chodzi o ich wpływ na rynek kapitałowy?

Na razie zostały przedstawione trzy propozycje, które nie zostały zatwierdzone przez Radę Ministrów. Znaczenie OFE dla rynku finansowego jest istotne zarówno dla rynku długu skarbowego, jak i dla akcji. Coraz większe znaczenie OFE mają jeśli chodzi o dług korporacyjny – zarówno firm całkowicie prywatnych, jak i obligacji emitowanych przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Krajowy Fundusz Drogowy nie funkcjonowałby prawdopodobnie tak dobrze, gdyby nie środki OFE. To one kupiły najwięcej obligacji KFD. Bez nich program budowy autostrad byłby zapewne wolniejszy. Pomijam już kwestię udziału OFE w prywatyzacjach, itp. Jeśli chodzi o nadzór nad rynkiem kapitałowym, OFE mają niezwykle stabilizujący wpływ. I bardzo duże znaczenie dla inwestorów zagranicznych chcących wejść na nasz rynek – to jest moje doświadczenie z rozmów z inwestorami. Dla nich ważna jest możliwość wejścia, ale również opcja wyjścia z inwestycji, którą OFE zapewniają.

>>> Polecamy: Polska się zadłuża, na szczęście bardzo powoli. Zobacz ranking krajów UE