Współczesnemu związkowcowi nie wystarczy już wiedza, jak pertraktować z pracodawcą. Musi także wiedzieć, jak rozmawiać z mediami, jak przemawiać publicznie i jak profesjonalnie agitować za członkostwem w związku.

– Wizja lidera związkowego, który stroni od nauki i konserwuje swoją ignorancję, jest już passé – ocenia prof. Juliusz Gardawski ze Szkoły Głównej Handlowej.

Niezbędną wiedzę zapewniają firmy zewnętrzne, takie jak należąca do francuskiej grupy Syndex kancelaria S.Partner. Często zamawiają u nich ekspertyzy członkowie rad pracowniczych, przy czym niekoniecznie muszą to być działacze związkowi. Przygotowane raporty dają im do reki argumenty w sporach przy okazji restrukturyzacji, prywatyzacji czy negocjacji pakietów socjalnych.

>>> Czytaj też: Zarobki liderów związków zawodowych: biedny jak szef Solidarności?

Reklama

– Pracodawcy zatrudniają ekspertów po to, żeby przekazywali ich wersję wydarzeń. My jesteśmy od tego, żeby mówić, jak jest – mówi DGP Stéphane Portet z S.Partnera. We współpracy z „Solidarnością” S.Partner przygotował np. raport „Polska praca 2010”. Portet szacuje, że jego firma przeszkoliła w Polsce 5 tys. osób. Wiele z nich to dzisiejsi trenerzy „S”. Trenerzy, bo dzisiaj większość szkoleń „S” stara się prowadzić we własnym zakresie. Lista zagadnień, z których związek oferuje szkolenia, jest długa – od ustawy o związkach zawodowych, przez opracowanie biuletynu związkowego, po kursy z języka angielskiego.

– Działalność związkowa nie jest już amatorszczyzną. Staramy się wiec, aby nowi liderzy odbywali podstawowy pakiet szkoleń, a dotychczasowi się doszkalali – mówi nam Marek Lewandowski, rzecznik prasowy „S”. Świeżo upieczonego lidera czekają wiec trzy etapy szkoleń. Podstawowy, który obejmuje m.in. kodeks pracy i ustawę o związkach zawodowych. Rozszerzony, dzięki któremu związkowiec nauczy się wystąpień publicznych. I wreszcie specjalistyczny, o ile zajdzie potrzeba dalszego douczania. „S” we własnym zakresie trenuje m.in. z zakresu mediów. Związkowiec, zanim stanie przed prawdziwym dziennikarzem, nagrywa najpierw kilka wypowiedzi przed kamerą związkową. Potem analizuje błędy z trenerem. Trenerzy wcielają się także w role reporterów, przeprowadzając z działaczami wywiady w improwizowanych studiach telewizyjnych, ćwicząc z nimi debaty itp.

>>> Czytaj też: W PKP Cargo maszynista z Solidarności zarabia więcej niż prezes

Związki nie boja się też współpracować z agencjami PR. Rzecznik OPZZ Grzegorz Ilka zapewnia jednak, że jego związek nigdy nie współpracował z żadną agencją. Także przewodniczący „S” Piotr Duda – w rozmowie z DGP – zaprzeczył, jakoby związek w tej chwili korzystał z takich usług. Nie jest jednak tajemnicą, że już za kadencji Janusza Śniadka związek ten korzystał z pomocy agencji On Board, która zresztą za zrealizowane usługi otrzymała branżowe nagrody. PR-owcy na razie pomagają polskim związkom głównie przy kampaniach społecznych, nie przy kreowaniu wizerunku liderów.

Stéphane Portet, który zna wielu europejskich liderów związkowych, zauważa, że nie potrzebują oni pomocy agencji. – PR może wykreować polityka, ale nie związkowca – mówi. Gorzej w stosunku do zachodnich odpowiedników wyglądają nasze syndykaty, jeśli chodzi o zaplecze intelektualne. W tej chwili nie mają one np. własnego instytutu badawczego. W Łodzi własny ośrodek badania opinii społecznej prowadziła „S”, jednak został on zlikwidowany. W grę wchodzą koszty. Posiadanie własnego think tanku to prestiż, ale i wydatki.

Wiedzą o tym francuskie związki, które co prawda mają swój instytut IRES, jest on jednak finansowany przez państwo. Lewandowski zdradza, że eksperckie potrzeby „S” całkowicie pokrywa zespół współpracowników komisji krajowej. Pracuje tam np. prawnik prof. Marcin Zieleniecki, który w tym roku znalazł się na 15. miejscu organizowanego przez DGP rankingu najbardziej wpływowych prawników. To on przed Trybunałem Konstytucyjnym obronił zwracanie wolnego w przypadku kumulacji święta i dnia wolnego.

>>> Polecamy: Związki zawodowe: oto 10 mitów, które trzeba w końcu obalić