Choć na granicy polsko-ukraińskiej działa wizowa bariera, a do Rosji można wjechać na dowód osobisty, w I półroczu 2013 r. Ukraińcy najchętniej przekraczali granicę z Polską. Unijny soft power, choć niekonsekwentny, działa najwyraźniej lepiej niż dużo bardziej widoczne wysiłki Moskwy.
Od stycznia do czerwca 2013 r. Ukraińcy wjechali do Polski 3,2 mln razy, aż o 600 tys. więcej niż w analogicznym okresie 2012 r. W tym samym czasie liczba przejazdów przez granicę z Rosją wzrosła z 2,8 mln do 2,9 mln – podał „Ukrajinśkyj Tyżdeń”, powołując się na dane służby granicznej. – To ogólna liczba wjazdów na teren poszczególnych państw przez obywateli Ukrainy. Innymi słowy Ukrainiec, który przez Polskę jedzie jedynie tranzytem, również jest w nich uwzględniony – zastrzega rzecznik pograniczników Ołeh Słobodian.
>>> Czytaj także: Ukraina: chcesz pracować, zapłać łapówkę
To nieco podkopuje naszą pierwszą pozycję (Rosja jest zbyt duża, by tranzyt przez nią stanowił duży odsetek wizyt), ale nie ogólny trend. Ten jest niepodważalny: liczba wyjazdów do UE rośnie szybciej niż liczba wyjazdów poza Unię. Najwięcej przybyło wjazdów do Rumunii (o 46,1 proc.), do Polski (23,1 proc.) i na Słowację (21,9 proc.). Wśród państw dawnego ZSRR takich wzrostów nie widać. Liczba wjazdów do Rosji wzrosła o 3,1 proc., na Białoruś – o 0,5 proc., a do Mołdawii spadła o 1,5 proc.
Z jednej strony to efekt upowszechnienia umów o małym ruchu granicznym, które Ukraina podpisała z Polską, Słowacją i Węgrami. W 2012 r. Polska wydała Ukraińcom 57 tys. zezwoleń na wjazd w ramach MRG. Dzięki rozbudowie sieci prywatnych centrów wizowych skrócono kolejki po wizy schengeńskie. Ale nie rozwiązano wszystkich problemów. Polskie konsulaty niechętnie wystawiają najdłuższe, pięcioletnie wizy, za każdą trzeba zapłacić 35 euro, a ci, którzy nie chcą płacić dodatkowych 250 hrywien (100 zł) centrom wizowym, mają problem z korzystaniem z serwisu e-Konsulat.
Tymczasem wjazd do Rosji jest możliwy nawet na dowód osobisty. Moskwa w przeciwieństwie do UE inwestuje też krocie w promocję swojej kultury nad Dnieprem. W ukraińskich radiach panuje rosyjska muzyka, w księgarniach na półkach dominują książki z Rosji. Wieloletni rektor Akademii Kijowsko-Mohylańskiej Wjaczesław Briuchowecki uważa jednak, że na dłuższą metę to nic nie da. – Przyszłość to Europa, a nie Eurazja. Nawet dzieci oligarchów mówią świetnie po angielsku. Bieg w stronę Zachodu zmniejsza zasięg nostalgii po ZSRR – mówił.
Co więcej, Rosja może ostatecznie zrazić do siebie Ukraińców. W Moskwie i okolicach pracuje co najmniej 1 mln obywateli Ukrainy, z czego jedynie 300 tys. ma niezbędne zezwolenia. Reszta może zostać deportowana, o czym mówił szef rosyjskiej służby imigracyjnej Konstantin Romodanowski. Rosja planuje bowiem drastyczne zaostrzenie przepisów migracyjnych. Według socjolog Ełły Libanowej ukraińscy gastarbeiterzy co do zasady nie wiążą z Rosją przyszłości. Na emeryturę większość zamierza wrócić do ojczyzny. Tymczasem na Zachód wyjeżdżają lepiej wyedukowani Ukraińcy, z których znaczna część dopuszcza możliwość trwałej emigracji. To częściowo także efekt różnicy w postrzeganiu sąsiadów.
>>> Polecamy: Janukowycz: Zrobimy wszystko, aby podpisać umowę stowarzyszeniową z UE