Niesamowite, jacy ci Japończycy są niecierpliwi. Nowy rząd mają od nieco ponad pół roku i już liczą na to, że gospodarka pokaże pozytywne efekty jego polityki. Chodzi, rzecz jasna, o efekty Abenomics – czyli kursu obranego przez premiera Shinzo Abe, który obiecał rozruszanie gospodarki, a przede wszystkim wyrwanie jej z deflacji. Abe rozpoczął swoje rządy od zapowiedzi wpuszczenia do gospodarki dużej ilości gotówki – zarówno z banku centralnego, jak i poprzez zwiększenie wydatków budżetowych. Efektem ma być 2-proc. inflacja i przyśpieszenie wzrostu gospodarczego na tyle, że będzie z czego spłacać rekordowy dług publiczny. Żaden inny rozwinięty kraj nie ma zadłużenia przekraczającego dwukrotnie wartość PKB, a mówimy w końcu o jednej z największych gospodarek na świecie. Inna sprawa, że mało kto ma równie patriotycznych wierzycieli, zdecydowana większość tego zadłużenia jest w rękach Japończyków i japońskich instytucji.

Rynkom finansowym wystarczyły już same zapowiedzi sprzed kilku miesięcy. Jen, którego ma się namnożyć, osłabł. Z kolei giełda poszła w górę, bo słaby jen wspomoże zyski japońskich przedsiębiorstw – w dużej mierze żyjących z eksportu. A co „w realu”? Wczoraj zostały opublikowane dane na temat wzrostu gospodarczego w II kw. (kwiecień był dla Abe czwartym miesiącem rządów). Jakie? Na pewno świetne do komentowania, bo coś dla siebie znajdzie każdy: i oponent, i zwolennik japońskiego premiera.

Dla tych pierwszych argumentem jest to, że wzrost okazał się wolniejszy, niż się spodziewano. Ekonomiści liczyli, że w porównaniu z I kw. gospodarka urośnie o 0,9 proc., w rzeczywistości wzrost wyniósł tylko 0,6 proc. W ujęciu bliższym wskaźnikowi, jakim posługujemy się najczęściej w Polsce, japoński PKB urósł o 2,6 proc., choć oczekiwano wzrostu o 3,6 proc. (w I kw. wzrost wyniósł 3,8 proc.). Wprawdzie dynamika konsumpcji była większa od prognoz, ale za to dużo słabszy od oczekiwań okazał się wynik w inwestycjach. Miał być wzrost o 0,7 proc. Był spadek o 0,1 proc.

Słabsze dane sprawiły, że odżyła dyskusja na temat planowanych podwyżek podatków. Premier Abe planował na przyszły rok zwiększenie podatku od sprzedaży z 5 do 8 proc., a na 2015 r. podwyżkę do 10 proc. I proszę sobie wyobrazić, że oni, zamiast trzymać się planu, zastanawiają się od wczoraj, czy gospodarka nie jest zbyt słaba, by poradzić sobie z zaspokajaniem potrzeb fiskusa…

Reklama

Ale miało być też coś dla zwolenników premiera. I jest. Pojawiają się sygnały, że być może gospodarce uda się wyjść z deflacji (przed którą ekonomiści ostrzegają bardziej niż przed inflacją, deflacja powoduje bowiem, że – w uproszczeniu – zarabiamy coraz mniej, a nasze długi rosną). Dowód? Pierwszy raz od ponad roku nominalny wzrost PKB był wyższy niż realny. A więc komuś udawało się podnosić ceny. I to jest dla premiera Japonii powód do zadowolenia