Pewnie już sto razy słyszeli państwo, że kampania była nudna i przewidywalna. Nie będę więc tego powtarzał po raz sto pierwszy. Zamiast tego krótki przegląd. Na kogo głosują niemieckie elity intelektualne. Sondę na ten temat opublikował niedawno tygodnik „Die Zeit”.

Na przykład taki Jürgen Habermas. Wielka diwa niemieckiej (i nie tylko) filozofii. 84-latek, na którego snobowało się kilka pokoleń inteligentów. Habermas odda swój głos na SPD. Bo uważa, że Merkel jest zbyt mało proeuropejska. A dla Habermasa Unia to zawsze był jedyny sposób na trzymanie w ryzach niemieckich demonów. W tym dążeń hegemonialnych. Podobnie argumentuje Ulrich Beck, znany na świecie socjolog z Monachium (to on wymyślił termin „społeczeństwo ryzyka”). I też jest za socjaldemokratami. Wprawdzie ma do nich zastrzeżenia, ale jednak.

Czy to znaczy, że niemieckie elity idą na lewo? O nie! Taką tendencję owszem widać w pokoleniu Habermasa czy Becka. Ale weźmy już choćby młodego wilka niemieckiej filozofii Richarda Davida Prechta. Lat już 48, ale piękny jak młody bóg. Autor bestsellera pod tak intrygującym tytułem, jak „Kim jestem? A jeśli już, to na ile”. Ma w telewizji swój własny talk-show (przez co zazdrośnicy już dawno przezwali go „filozofem telewizyjnym”. Precht uważa, że wybory nie mają najmniejszego sensu. Bo tradycyjne partie już dawno straciły kontakt z prawdziwą rzeczywistością. Dlatego na niedziele ma już inne plany.

Czy to znaczy, że elity głosują na czerwonych albo wcale? Wcale nie. Paru skreśli też CDU. Co ciekawe nie dlatego, żeby byli tacy konserwatywni. Im się po prostu podoba... Angela Merkel. Pisarz Martin Walser (wielki rywal Guentera Grassa, tyle że bez Nobla) mówi, że gdy słucha Merkel, to nie ma wrażenia, że jej zdania są już z góry wykute w skale. Pociąga go pragmatyzm i elastyczność niemieckiej kanclerz. Z kolei bard Wolf Biermann (taki enerdowski odpowiednik Jacka Kaczmarskiego) uważa Merkel za swoją kandydatkę, bo „nie krzyczy, nie straszy, nie tupie, nie grozi”. „Bo najlepszy rząd to taki, którego nawet nie widać”. A trzeba dodać, że Biermann to były zatwardziały komunista (który krytykował Honeckera za to, że był zbytnim reakcjonistą!). I właśnie on wybierze teraz przywódczynię niemieckich chadeków.

Reklama

Na szczęście wśród niemieckich inteligentów znajdują się i... dowcipnisie. Jak na przykład mój ulubiony felietonista Harald Martenstein. On mówi tak: „Wybierałem już w życiu wiele partii. Zwykle było tak, że ci, na których głosowałem, wybory przegrywali. Więc jak ja mam komuś radzić, na kogo powinien głosować!”.