Przed wczorajszymi wyborami, które miały wyłonić następcę Michaela Bloomberga, miał on nad republikańskim rywalem Joe Lhotą przewagę ok. 40 pkt proc., co praktycznie rozstrzygało o wyniku. Głosowało na niego ponad 63 proc. nowojorczyków.

De Blasio, który obecnie pełni funkcję miejskiego adwokata publicznego, czyli odpowiednika rzecznika praw obywatelskich, jest najbardziej lewicowym kandydatem startującym w wyborach od kilku dekad. W kampanii wyborczej obiecywał skończenie z prowadzoną przez ostatnie 12 lat przez Bloomberga – jednego z najbogatszych ludzi w USA – przyjazną polityką wobec wielkiego biznesu i skoncentrowanie się na problemach mniej zamożnych nowojorczyków. Zapowiedział m.in. podniesienie podatków – średnio o 973 dol. – dla mieszkańców, którzy zarabiają ponad pół miliona dolarów rocznie, i wykorzystanie tych pieniędzy do zapewnienia opieki przedszkolnej dla wszystkich dzieci w mieście. Jest on także przeciwnikiem stosowanych przez nowojorską policję wyrywkowych kontroli przechodniów pod kątem posiadania przez nich broni i narkotyków. Zdaniem krytyków wśród przeszukiwanych jest nadreprezentacja Afroamerykanów i Latynosów, zwolennicy podkreślają, że dzięki kontrolom Nowy Jork stał się jedną z najbezpieczniejszych metropolii na świecie.
Wczorajsze wybory burmistrza Nowego Jorku oraz gubernatorów New Jersey i Wirginii były najważniejszym sprawdzianem popularności demokratów i republikanów od czasu reelekcji Baracka Obamy przed rokiem.

>>> Polecamy: Londyn i Nowy Jork przyciągają światową elitę bogaczy

Reklama