Dlaczego haiku? Bo jest dowcipne (słowo „haiku” wywodzi się z japońskiego, oznacza „żart”) i krótkie. Na dodatek nie musi się rymować. Napisać haiku jest więc chyba łatwiej niż długi i rubaszny limeryk. Nie oznacza to oczywiście, że haiku nie rządzi się własnymi prawami. Jak w każdej konwencji literackiej, tak i tu istnieją pewne reguły. Haiku musi się składać się z trzech linijek. Pierwsza ma 5 sylab, druga 7, a trzecia znowu 5. Dobre haiku powinno też zawierać odniesienie do pory roku. Prócz tego operuje paradoksem, jest subtelne i chowa „ja” autora na drugi plan. Najlepsze haiku bawią się z czytelnikiem tak dobrze, że często świadomie nie pozwalają na konkretną interpretację.

Istnieje też piękna i pokaźna tradycja ekonomicznego haiku. Zwłaszcza wśród ekonomistów anglosaskich. Na przykład Fundacja Kaufmanna z Kansas City przez dłuższy czas wypuszczała cykliczne raporty, w których prosiła czołowych ekspertów o podsumowanie sytuacji gospodarczej i prognozy na najbliższy kwartał właśnie w formie haiku. Wielkim propagatorem gatunku jest też Steven T. Ziliak, profesor z Uniwersytetu Roosevelta w Chicago. Nie dość że sam je regularnie pisze i publikuje, to jeszcze zapędza do tego swoich studentów. Oczywiście zatwardziali hayekowcy nie chcą być gorsi. Na stronach amerykańskiego Instytutu Misesa można znaleźć kilka dobrych przykładów haiku a la szkoła austriacka.

Jak wygląda ekonomiczne haiku w praktyce? Może być bardzo proste (jak to ze strony Instytuty Misesa):
Yes, Trade Creates Wealth.
Costs Will Fall while Incomes Rise
When We Specialize.


Czyli (w wolnym i pośpiesznym tłumaczeniu):
Handel rodzi wzrost,
koszt spadnie, wpływy wzrosną.
Specjalizacja!


Reklama

Ale można trafić też na prawdziwe perełki (tu haiku napisane przez Stevena Ziliaka w czasie niedawnych kłótni o limit zadłużenia w amerykańskim Kongresie.
Red October sun –
The debt ceiling is burning
Boehner a real tan.


A więc:
Październik, słońce,
Limit zadłużeniowy
parzy Boehnera.


A czasem rzeczy po prostu śmieszne (jak haiku napisane przez znanego dziennikarza i blogera Felixa Salmona w pierwszej fazie kryzysu):
No one has a job
Except econobloggers
And they're not paid much.


Co znaczy mniej więcej:
Nikt nie ma pracy
Oprócz econblogerów,
A im nie płacą.


No i jeszcze raz poetycki Steve Ziliak:
Invisible hand;
Mother of inflated hope,
Mistress of despair!


A więc:
Niewidzialna dłoń,
Matka zawiedzionych snów,
Kochanka żalu.


I tak to się w skrócie robi. Kto się odważy napisać nasze polskie ekonomiczne haiku? Na odpowiedzi czekam pod znanym Państwu adresem e-mailowym rafal.wos@infor.pl.