Z tego wynika, że nie tylko nie jest istotne, jakie moralne, obyczajowe czy światopoglądowe są prywatne poglądy radnych, ale wręcz (znowu podobnie jak posłom) nie wolno im się posługiwać w sprawowaniu posługi radnego argumentami odwołującymi się do ich prywatnego sumienia. Różnica w stosunku do posłów polega na istnieniu trwałej opozycji w parlamencie i (pisałem o tym w jednym z poprzednich tekstów) nonsensie takiej opozycji w samorządzie na każdym poziomie terytorialnym.
Radni nie są przez nas, ich wyborców, ani przez prawo upoważnieni do ferowania jakichkolwiek sądów o charakterze wartościującym: moralnych, estetycznych, historycznych, a już na pewno religijnych. Wiemy – wystarczy wspomnieć niedawny przypadek mostu w Bydgoszczy, że radni łamią ten zakaz bardzo często. Łamią, bo zapewne nie są dostatecznie poinformowani, łamią także, bo nie rozumieją zasady różnorodności czy też wielokulturowości, która powinna obowiązywać w samorządzie.
Wydawałoby się, że w Polsce mówienie o wielokulturowości jest nieuzasadnione lub przedwczesne, bo na razie mamy do czynienia tylko z niewielkimi mniejszościami narodowymi i z małą grupą imigrantów spoza świata zachodniego. Jednak to się nieuchronnie będzie zmieniało (liczba imigrantów będzie rosła szybko, jeżeli nie lawinowo). Poza tym wielokulturowość to przede wszystkim zasady współżycia z naszym sąsiadami w gminie czy mieście, sąsiadami, którzy mają zasadniczo odmienny od nas stosunek do spraw religii, obyczajów czy wartości oraz prezentują po prostu odmienne upodobania. A znakomitym polem do współżycia w świecie wielokulturowym jest właśnie instytucja samorządu.

>>> Większość Polaków jest przeciwna wpuszczaniu do kraju imigrantów zarobkowych

Reklama
Radni zatem mogą, nawet powinni, spierać się o inwestycje, o środki europejskie, o zadania gminy czy miasta, ale powinni zarazem pokazywać, że nie mają najmniejszych intencji narzucania swojego stanowiska obyczajowego i moralnego nie tylko innym radnym, ale także całej lokalnej społeczności. Oczywiście, pod warunkiem że zachowania innych radnych i członków społeczności są zgodne z prawem. Radny, powtórzmy, nie jest wybierany ze względu na kwalifikacje moralne, lecz właśnie ze względu na domniemaną zdolność porozumienia się z innymi w imię dobrze pojmowanego lokalnego interesu.
Istnieją bardzo poważne powody po temu, by uważać, że o niektórych problemach w ogóle żadne ciało podejmujące decyzje na zasadzie arytmetycznego głosowania nie powinno stanowić. Problem jest trudny, bo o sprawach, które dotyczą państwa (najczęściej po prostu budżetu), ciało ustawodawcze ma prawo decydować, ale z drugiej strony jest głęboko niemoralne, kiedy większość decyduje o prawie do zabiegu in vitro finansowanego przez państwo czy o wielu podobnych sprawach. Zupełnie niepojęte jest zaś narzucanie przez większość arytmetyczną prawa lub jego braku do związków partnerskich.
Skoro wątpliwe jest głosowanie takich problemów przez parlament, to tym bardziej nie powinno być dopuszczalne na poziomie samorządowym. A dotyczy to kwestii takich jak pomoc społeczna, sposoby i treści nauczania w szkole, czy tego, kto i na jakich zasadach ma prawo do pracy w gminie, kiedy występuje – innymi słowy – konflikt interesów. Jeżeli sprawy te są opisane przez prawo, a są, to radni nie mają nic do powiedzenia.
Innymi słowy, bardzo ważna nie tylko dla samorządu, lecz także dla przyszłości całego społeczeństwa jest zdolność samorządu do respektowania zasad maksymalnej tolerancji, różnorodności oraz wielokulturowości. Na poziomie samorządowym teoretycznie łatwiej o realizację tych zasad, do których jeszcze w Polsce tak naprawdę nie przywykliśmy. A nie od nauczania, lecz od praktyki wielokulturowości będzie zależała przyszłość rozwoju naszego społeczeństwa, i to znacznie prędzej, niż nam dzisiaj się wydaje.
>>> O konkursach na stanowiska urzędnicze: Skończmy z tą fikcją
ikona lupy />
Marcin Król filozof, historyk idei / Dziennik Gazeta Prawna