Unijni przywódcy dali sobie miesiąc na konsultacje i negocjacje z europosłami. W ich imieniu będzie je prowadził szef Rady Europejskiej Herman Van Rompuy. Kandydat Europarlamentu to Jean-Claude Juncker, wystawiony przez chadeków, zwycięską grupę w europejskich wyborach. Musi on jednak wcześniej uzyskać akceptację większości państw członkowskich, a wśród nich zgody nie ma.

"Z różnym entuzjazmem podchodzą do tej kandydatury różni szefowie rządów. Wszystko jest jeszcze otwarte” - przyznał premier Donald Tusk.

Podobno paradoksalnie większe wątpliwości są w centroprawicy niż u socjalistów. Ale Jean-Claude Juncker przywiązany do unijnego federalizmu, kojarzony z eurokratyczną Brukselą najbardziej chyba nie pasuje premierowi Wielkiej Brytanii. "Bruksela jest zbyt władcza i zbyt wścibska. Potrzebujemy ludzie na czele Unii, którzy naprawdę to rozumieją” - mówił wczoraj David Cameron.

A niemiecka kanclerz, na którą co jakiś czas zwracane są oczy, unika jasnych odpowiedzi. "Drugiego dnia po wyborach nie można oczekiwać, że podejmiemy decyzje personalne bez żadnych konsultacji” - powiedziała Angela Merkel. I tu zdania są podzielone, czy niemiecka kanclerz właśnie zabiła kandydaturę Jean-Claude Junckera, czy też wręcz przeciwnie, chce go ponownie włączyć do gry.

Reklama

>>> Czytaj też: Polskie prawo wyborcze nie nadąża za cyfrowym światem. Potrzeba nam kodeksu 2.0