- Złożymy do sądu zażalenie na decyzję o zamianie postępowania układowego w Gancie na likwidacyjne i jego umorzeniu z braku środków – zapowiada Ireneusz Radaczyński, prezes Budopolu Wrocław, który jest jednym z wierzycieli Ganta i jednocześnie spółką zależną wrocławskiego dewelopera.

Według niego likwidacja albo pozostawienie spółki bez rozstrzygnięcia i bez postępowania układowego to najgorsze możliwe rozwiązanie, bo wierzyciele nie mają wtedy szans na odzyskanie czegokolwiek. Nie ukrywa też, że firma chce w ten sposób zapobiec powrotowi do Ganta zarządu z nadania rady nadzorczej kontrolowanej przez założycieli dewelopera. Na razie wszelkie decyzje w spółce podejmuje syndyk, ale będzie musiał odejść jeśli decyzja o umorzeniu postępowania likwidacyjnego się uprawomocni. Zażalenie oddali uprawomocnienie w czasie.

- Liczymy, że syndyk podejmie m.in. trud uporządkowania sytuacji w grupie i uproszczenia jej struktury tak, aby do Ganta wrócił majątek pozwalający na przynajmniej zaspokojenie wierzycieli spółki, co pozwoli na powrót do rozmów o upadłości układowej – mówi szef Budopolu Wrocław, który do niedawna zasiadał w zarządzie Ganta. Został z niego odwołany przez radę nadzorczą na początku ubiegłego tygodnia.

Przyznaje jednocześnie, że zależy mu na wyprostowaniu sytuacji w Gancie, bo jego rodzina, poprzez spółkę inwestycyjną PTBS Pomorska, kupiła w 2014 r. pakiet akcji spółki na GPW. Teraz jest właścicielem ponad 5 proc. papierów dewelopera.

Reklama

Radaczyński deklaruje, że kiedy zasiadał w zarządzie Ganta, zgodnie z poleceniem sądu chciał uprościć strukturę grupy, ale rada nadzorcza firmy, w której zasiadają osoby związane z rodziną Antkowiaków, czyli założycieli firmy, torpedowała te zamierzenia. Przypomnijmy, że w ubiegłym tygodniu Karol Antkowiak z rady nadzorczej Ganta mówił w rozmowie z DGP, że Radaczyński został odwołany, bo m.in. nie doprowadził do zawarcia przez spółkę układu z wierzycielami.

>>> Czytaj też: "Gant is dead, babe. Gant is dead"

Prokuratura w akcji

Poza sądem upadłościowym sprawie Ganta przygląda się coraz więcej instytucji. Komisja Nadzoru Finansowego bada spółkę m.in. pod kątem wypełniania obowiązków informacyjnych.

- W jednym czasie wystąpiło kilka czynników, które wzbudziły zainteresowanie KNF. Badamy je całościowo, kluczowe jednak jest wykonywanie obowiązków informacyjnych, bo ten aspekt ma istotny wpływ na decyzje podejmowane przez inwestorów. O szczegółach jednak nie informujemy – mówi Maciej Krzysztoszek z KNF.

Do gry wkroczyła też prokuratura. Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, działania na szkodę spółki oraz jej wierzycieli złożył pod koniec ubiegłego tygodnia w prokuraturze syndyk masy upadłości Gant Development.
Z kolei Budopol-Wrocław złożył do prokuratury zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa na szkodę firmy i jej wierzycieli przez Kantor Gant spółka komandytowo-akcyjna, jej faktycznych sukcesorów prawnych i osoby zarządzające, a także osoby, które uzyskały z przestępstwa korzyść.

- Nasze zawiadomienie dotyczy obligacji, które wyemitowała spółka Gant Kantory SKA, a które za 10,95 mln zł objął Budopol Wrocław, a dokładnie założony przez spółkę fundusz inwestycyjny zamknięty. Kiedy fundusz został zlikwidowany, obligacje przeniesiono do Budopolu. Okazało się, że zostały wycenione na zero zł – mówi szef Budopolu, wskazując, że od momentu emisji spółka Kantory Gant była wielokrotnie przekształcana. W końcu znalazła się w upadłości likwidacyjnej, która została umorzona z powodu braku środków na jej przeprowadzenie.

Dodaje, że w samej grupie Budopolu łączne wierzytelności z tytułu obligacji niespłaconych przez Kantory Gant SKA wynosiły ok. 30 mln zł.

- Z moich informacji wynika, że zawiadomienie o przestępstwie ze strony syndyka Ganta, które trafiło do prokuratury wskazuje na szkody wyrządzone spółce na kwotę ok. 770 mln zł. Chodzi m.in. o pożyczki, które spółka udzielała podmiotom zależnym, nigdy później nie zwrócone – mówi Ireneusz Radaczyński.

Według informacji Forsal.pl, uzyskanych od wrocławskich prawników, w najbliższym czasie spodziewają się oni fali upadłości wśród spółek zależnych Ganta. To one, a nie spółka-matka, prowadziły bezpośrednio inwestycje deweloperskie. Gant zapewniał im finansowanie i pracowników. Według różnych szacunków budowały one mieszkania dla kilkuset klientów, którzy teraz mają problem albo z przeniesieniem na siebie ich własności, albo z tym, że lokale w ogóle nie zostały wybudowane.

>>> Polecamy: Co może zrobić klient, gdy deweloper ogłosi upadłość? [PORADNIK]