Sprzedaż wzrosła tak, jak oczekiwali tego ekonomiści. Co więcej, wynik za lipiec był lepszy od czerwcowego (wtedy sprzedaż wzrosła o ledwie 1,2 proc.)

- Dane są rzeczywiście lepsze niż w czerwcu. To czerwcowe wyhamowanie było efektem dużego spadku sprzedaży aut. Ten efekt wygasa i można się było tego spodziewać. Jeśli ktoś miał plan kupna samochodu to raczej przesunął tę decyzję na I kwartał. Te spadki rok do roku powinny wyhamowywać – i to się właśnie dzieje – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.

W lipcu sprzedaż aut spadła o 1,9 proc. – i było to znacznie mniej niż w czerwcu (wtedy spadek wyniósł aż 8,7 proc.). W dół ogólny wynik sprzedaży ciągnęła też mniejsza sprzedaż paliw (o 4 proc.).

- Zwiększenie sprzedaży widać w większości kategorii towarów, m.in. w dobrach trwałego użytku takich jak meble i sprzęt AGD. Znów mamy tam wzrost, tym razem o 1,2 proc. rok do roku – mówi Maliszewski.

Reklama

Jego zdaniem lipcowy odczyt sprzedaży wskazuje raczej na to, że konsumpcja prywatna – jeden z głównych motorów wzrostu gospodarczego - powinna się stabilizować. A wynika to nie z nienajgorszej sytuacji na rynku pracy (wzrost zatrudnienia i spadek stopy bezrobocia, w lipcu wyniosła ona 11,9 proc.) oraz niskiej inflacji. Powoduje ona, że nawet jeśli nominalny wzrost płac nie jest duży, to realnie ich siła nabywcza rośnie.

>>> Zobacz najnowsze dane GUS z polskiego rynku pracy

- Mamy sporą deflację cen żywności co sprawia, że w portfelach konsumentów zostaje więcej pieniędzy na wydatki na inne towary. Np. właśnie na dobra trwałego użytku – mówi ekonomista.

Według niego konsumpcja będzie co raz mocniejszym filarem wzrostu PKB, a proces ten może nawet przyspieszyć, gdy Rada Polityki Pieniężnej obniży stopy procentowe. Bo oszczędzanie przestanie być opłacalne, więc więcej gotówki będzie trafiać na rynek.

Dane o sprzedaży to kolejna niezła informacja z gospodarki. W poprzednim tygodniu GUS podał dane o produkcji – nieco lepsze od oczekiwanych i wskazujące na przyspieszenie w sektorze w porównaniu z czerwcem. A nie zapowiadało się na to po kiepskim wyniku indeksu PMI za lipiec, który wskazywał raczej na zmniejszenie aktywności przedsiębiorców w obawie przed skutkami kryzysu na Wschodzie.

>>> Polecamy: Węgrzy wykupują polskie części samochodowe

Ekonomiści podkreślają, że o ile nastroje w firmach rzeczywiście się pogorszyły, o tyle konsumenci nie dali się wystraszyć doniesieniom z Ukrainy. Stąd być może przyspieszenie w sprzedaży detalicznej.

- Konsumenci się nie wystraszyli, bo to ich bezpośrednio nie dotyka. Jeśli już, to pozytywnie, bo tanieje żywność. Negatywne skutki mogą być odczuwalne w późniejszym terminie, jeśli firmy zaczną się zastanawiać nad zwolnieniami i pogorszą się oczekiwania co do stabilności zatrudnienia. Na razie jest na to zbyt wcześnie – mówi Grzegorz Maliszewski.