Skład i prestiż istniejącej od 1999 r. grupy G-20 zmieniają się. Początkowo o ważnych dla światowej gospodarki sprawach dyskutowali w jej ramach ministrowie finansów i gubernatorzy banków centralnych 19 państw, Unii Europejskiej reprezentowanej przez rotacyjną prezydenturę i Europejski Bank Centralny oraz dyrektor zarządzający Międzynarodowego Funduszu Walutowego i prezydent Banku Światowego. Od czasu spotkania w Waszyngtonie 14 i 15 listopada 2008 r. spotykają się w niej przywódcy państw. Do tej pory odbyło się osiem takich szczytów: w Londynie, Pittsburghu, Toronto, Seulu, Cannes, Los Cabos w Meksyku i w Petersburgu. Tegoroczny szczyt odbędzie się w listopadzie w australijskim mieście Brisbane.

Australia zajmuje twarde stanowisko wobec rosyjskiej agresji na Ukrainie, zwłaszcza po zestrzeleniu w lipcu przez separatystów malezyjskiego samolotu lecącego z Amsterdamu do Kuala Lumpur. Samolot został trafiony z broni dostarczonej przez Rosję. Wśród 298 osób ofiar 38 miało australijskie paszporty. Jak podają agencje informacyjne, australijski premier Tony Abbott namawia niektórych przywódców krajów G-20, by ukarać Rosję za agresywne działania i w tym roku nie zapraszać na szczyt jej przedstawiciela.

Nie tylko dla największych

Państwa G-20 składają się na około 90 proc. światowego PKB i 80 proc. światowej wymiany handlowej. Członkostwo w grupie nie pokrywa się jednak całkowicie z listą 20 największych gospodarek świata. Ostatecznie do grupy weszły: Arabia Saudyjska, Argentyna, Australia, Brazylia, Chiny, Francja, Indie, Indonezja, Japonia, Kanada, Korea Południowa, Meksyk, Niemcy, Republika Południowej Afryki, Rosja, Stany Zjednoczone, Turcja, Unia Europejska, Wielka Brytania i Włochy.

Reklama

Na spotkania zapraszani są też goście. Stałym jest Hiszpania, więc w gruncie rzeczy możemy mówić o grupie G-21. Poza nią zapraszane są kraje sprawujący kierownictwo w grupie ASEAN, kierujący Unią Afrykańską i przedstawicie Nowego Partnerstwa dla Rozwoju Afryki (NEPAD). Dodatkowe kraje zaproszone przez gospodarza reprezentują region z jakiegoś powodu uznany za ważny. Wśród gości na spotkaniach G-20 były już: Benin, Brunei, Kambodża, Chile, Kolumbia, Gwinea Równikowa, Etiopia, Kazachstan, Malawi, Holandia, Hiszpania, Szwajcaria, Tajlandia, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Wietnam. W tym roku Australia zaprosiła Mauretanię, która przewodniczy Unii Afrykańskiej, Birmę (Myanmar), która przewodniczy krajom ASEAN, Nową Zelandię, Senegal, który jest przedstawicielem NEPAD, Singapur i Hiszpanię.

W 2015 roku spotkanie G-20 odbędzie się w Stambule. Na pewno weźmie w nim udział Polak –reprezentujący Unię Europejską Donald Tusk. Polscy politycy chcieliby, by nasz kraj stał się stałym uczestnikiem spotkań G-20. Nie spełniamy jednak podstawowego kryterium: jesteśmy w trzeciej dziesiątce krajów pod względem wielkości gospodarki. To, na którym dokładnie miejscu, zależy od przyjętych miar.

>>> Czytaj też: „Polski złoty wiek” to propaganda sukcesu? Fakty mówią co innego

Jak porównać gospodarki?

Najbardziej popularną miarą potencjału gospodarki jest produkt krajowy brutto, czyli suma dochodów z pracy, dochodów z kapitału, dochodów państwa i amortyzacji. Wady i zalety tego miernika są powszechnie znane. Jeśli stosujemy PKB przy porównaniach międzynarodowych, dochodzi dodatkowa trudność polegająca na określeniu, w jakiej walucie i w jakich cenach podajemy wielkości. Kraje różnią się pod względem wysokości inflacji, a zmiany kursu waluty krajowej nie pokrywają się z inflacją. Ponieważ w większości krajów świata waluty są wymienialne, można przeliczyć PKB na jedną walutę (wciąż dominuje tu dolar amerykański). Taki miernik nie oddaje jednak rzeczywistej siły nabywczej uzyskiwanych dochodów. W dodatku zmienia się wraz z wahaniami kursu lokalnej waluty wobec dolara, które nie muszą wynikać ze zmian siły nabywczej.

Bank Światowy, którego danymi będę się posługiwał, stosuje przy porównaniach międzynarodowych współczynnik konwersji Atlas, który ogranicza wpływ wahań kursowych. Współczynnik ten jest obliczany jako średnia kursu walutowego danego kraju w danym roku i dwóch poprzednich, skorygowana o różnicę między stopą inflacji w tym kraju a inflacją w strefie euro, Japonii, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Inflacja danego kraju jest mierzona przez zmianę jego deflatora PKB.

Bank Światowy podaje zarówno wielkości PKB, jak i alternatywnego miernika dochodu narodowego brutto (GNI), czyli sumy produktu krajowego brutto i dochodów pierwotnych netto z zagranicy.

Różnice w sile nabywczej walut (w stosunku do ich kursu) Bank Światowy eliminuje, przeliczając wielkość dochodu narodowego brutto w poszczególnych krajach nie według kursu walutowego, tylko według parytetu siły nabywczej (PPP), który różni się od kursu. PPP jest teoretycznym kursem wymiany walut, który wyrównuje siłę nabywczą w wielu krajach. Różni się od kursu walutowego, może być od niego wyższy lub niższy. Różnice te wynikają między innymi z innych w porównywanych krajach cen towarów i usług, kosztów pracy, polityki kursowej, kosztów dóbr publicznych i zakresu korzystania z nich.

Aby obliczyć kurs odpowiadający parytetowi siły nabywczej, konieczne są badania cen towarów-reprezentantów w poszczególnych krajach, a są obarczone rozmaitymi błędami. Zwykle w krajach uboższych PPP odchyla się w górę od kursu waluty lokalnej do dolara, a w krajach bogatszych odchyla się w dół.

>>> Przeczytaj dalszą część tekstu w serwisie "Obserwator Finansowy"