Putin wsiadł pięć lat temu do bolidu Renault i płynnie ruszył. Debiutantowi to nie ma prawa się udać, 99 proc. kierowców gaśnie silnik lub ma kłopoty z jedynką, pisze Gazeta Wyborcza. To przedstawienie dawało obserwatorom pewność, że Rosja będzie gospodarzem Formuły 1, nieważne gdzie. Dociekliwi kibice z zagranicy zauważyli wprawdzie, pisze dziennik, że prezydent Rosji prowadził dużo łatwiejszy od Formuły 1 pojazd Formuły Renault, ale to dla rozpoczęcia przygotowań do pierwszego Grand Prix w Rosji było nieistotnym detalem.

Lokalizację wyścigów przeniesiono z Moskwy do Soczi, mimo, że tamtejszy tor był już w budowie. Do pracy ruszył też Herman Rilke, jak pisze Wyborcza, „nadworny architekt Formuły 1”, a szef tych najważniejszych na świecie wyścigów, Berni Ecclestone, nagle miał zakochać się w Rosji i Putinie. Tor za 100 mln dol. powstał jeszcze przed igrzyskami w Soczi.

>>> Czytaj też: W stronę epoki lodowcowej. Najazd na Ukrainę cofa Rosję w rozwoju

Ecclestone: „Jesteśmy szczęśliwi. Sankcje nas nie dotyczą”

Reklama

Dobrej renomy Rosja nie posiada w Wielkiej Brytanii, matecznika F1. To jednak nie zdaje się nikomu nie przeszkadzać, ani rozpętana przez Putina hybrydowa wojna na Ukrainie, ani zestrzelenie cywilnego lotu MH-17 z 300 pasażerami. Gazeta donosi, że w centrali Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA) miały pojawić się głosy protestu, m.in. fina
Ari Vatanena, byłego rajdowca, by odwołać wyścigi i nie firmować marką F1 najważniejszych wyścigów na świecie.

Jednak słowa Ecclestone, wypowiedziane po zwiedzaniu daczy Józefa Stalina, pozbawiają złudzeń: - Jesteśmy szczęśliwi, sponsorzy będą szczęśliwi, więc naprzód – rzekł szef wyścigów. - Sankcje nas nie dotyczą, to co robimy, nie jest nielegalne. Zaprosił nas lud rosyjski – podkreślił Ecclestone.

>>> Czytaj też: Litwa woli tankować na Łukoilu niż na Orlenie