Wirus eboli zabił dotąd ponad 8400 osób, głównie w Liberii, Gwinei i Sierra Leone. Specjaliści twierdzą, że epidemia w zachodniej Afryce wyraźnie słabnie. Teraz trzeba dotrzeć do osób, którym jeszcze nie zdołano pomóc i zapobiec wybuchom kolejnych mikro-epidemii.

- Mamy bardzo obiecującą sytuację, która być może wskazuje, że epidemia się kończy. Ale to wszystko nie jest proste. Jeśli bowiem są jeszcze przypadki, o których nie wiemy, to mogą one doprowadzić do szybkiego wybuchu nowych epidemii w poszczególnych regionach - ostrzegał w Davos wysłannik ONZ David Nabarro.

Walka z epidemią eboli kosztowała dotychczas 4 miliardy dolarów. ONZ szacuje, że potrzeba jeszcze miliarda dolarów. Chodzi między innymi o zaangażowanie dodatkowego tysiąca epidemiologów, którzy jeździliby do Afryki i kontaktowali się z zakażonymi.

Tymczasem współodkrywca wirusa Eboli profesor Peter Piot apelował w Davos, by świat nie ograniczył się wyłącznie do wyeliminowania znanych przypadków. Brytyjski naukowiec argumentował, że Europa nie była i nie jest dobrze przygotowana na epidemię, która wciąż jest zagrożeniem. Jak mówił, ogromna liczba podróżujących sprawia, że wirus nadal łatwo może trafić do Europy.

Reklama

Firmy farmaceutyczne i instytuty naukowe od wielu miesięcy próbują opracować szczepionkę przeciwko eboli. Na razie nie widać jednak szans na szybkie osiągnięcie tego celu.

>>> Czytaj też: Czy Polska jest przygotowana na pojawienie się wirusa ebola?