Zagranica była szczególnie aktywna w ostatnich dziesięciu dniach stycznia, czyli po tym, jak Europejski Bank Centralny ogłosił swoje plany drukowania euro. Piotr Marczak, dyrektor Departamentu Długu Publicznego, w komunikacie rozesłanym w piątek mediom nazwał to, co się wtedy działo na rynku obligacji, jednym z największych napływów kapitału w historii. Inwestorzy zagraniczni mieli kupować wszystkie rodzaje polskich papierów dłużnych.

>>> Polecamy: Rekordowo niskie rentowności polskich obligacji. Jak wypadamy na tle innych krajów?

I to jest najbardziej prawdopodobne wytłumaczenie spadku rentowności polskich obligacji z poprzedniego tygodnia. W przypadku dziesięcioletnich papierów dochodowość spadła poniżej 2 proc., co wcześniej jeszcze nigdy się nie zdarzyło. Eksperci sądzą, że zagranica zwiększa zakupy, bo obstawia, że pierwszym skutkiem uruchomienia programu skupu aktywów przez EBC (od marca co miesiąc bank będzie wydawał na to 60 mld euro) będzie wzrost cen i związany z tym spadek rentowności obligacji największych krajów strefy euro. Czyli coraz trudniej będzie na nich zarobić.

– Ceny polskich obligacji w takiej sytuacji muszą wzrosnąć. Dodatkowym argumentem, by kupować je już teraz, są oczekiwania na obniżkę stóp przez Rade Polityki Pieniężnej – mówi Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole.

Reklama

Kupując polskie obligacje teraz, można więc liczyć na pokaźny zwrot z tej inwestycji. – Złoty też wydaje się niedowartościowany. To dodatkowy argument, żeby inwestować w polskie aktywa – dodaje Rafał Benecki, główny ekonomista Banku ING.

Według niego ten rajd na polskim rynku długu może jeszcze trochę potrwać. Sprzyja temu kilka czynników. Na przykład to, że ceny ropy są niskie i eksperci coraz częściej obstawiają, że szybko nie wzrosną. A to oznacza ryzyko pogłębiania się deflacji w strefie euro. Europejski Bank Centralny, ogłaszając program skupu aktywów, zapowiedział co prawda, że potrwa on do września 2016 r. ale zostawił sobie furtkę do wydłużenia terminu, stwierdzając, że drukowanie się skończy, gdy inflacja wzrośnie do około 2 proc. Teoretycznie część nowo wydrukowanych euro mogłaby trafić na rynek dolara, bo coraz bardziej zbliża się termin pierwszych podwyżek stóp w USA. Ale nie jest do końca pewne, czy ten termin się nie przesunie, bo sygnały z amerykańskiej gospodarki nie są jednoznaczne. Jak choćby niższy od oczekiwanego wzrost PKB w IV kw. ub.r. (miało być 3 proc, jest 2,6 proc.). Poza tym efekt podwyżki stóp w Stanach nie zneutralizuje w pełni luzowania polityki pieniężnej na całym świecie – i nie chodzi tylko o drukowanie euro.

– Luzowanie ilościowe prowadzi Bank Japonii, inne banki – jak szwajcarski – pewnie będą jeszcze obniżać stopy, Bank Anglii za to opóźni zacieśnianie swojej polityki. Trend umocnienia na rynku długu może jeszcze potrwać – mówi Rafał Benecki. Jego zdaniem rentowność obligacji 10-letnich może jeszcze spaść o 10–20 pkt bazowych, do 1,70 proc.

Jakub Borowski też zakłada, że rentowność polskich obligacji skarbowych będzie jeszcze spadać. Jego zdaniem dołek zaliczymy w II kw., wtedy dochodowość dziesięciolatek może wynieść 1,8 proc. Ale już w drugiej połowie roku trend się zacznie odwracać.

– Inwestorzy zaczną już grać pod to, że program skupowania aktywów zacznie przynosić pożądane efekty i będzie stopniowo wygaszany. Stąd zakładamy, że rentowność zacznie rosnąć – mówi Borowski. Czy to może oznaczać masowy odwrót kapitału zagranicznego z polskiego rynku? Ekonomista Credit Agricole mówi, że do gwałtownych przecen obligacji dochodzi wtedy, gdy rynek szybko rewiduje swoje prognozy co do wielkości stóp procentowych

– Aż tak gwałtownego ruchu nie będzie. Ale odpływ kapitału będzie zauważalny – mówi i dodaje, że Ministerstwo Finansów powinno to brać pod uwagę w swojej strategii. Czyli maksymalnie wykorzystać obecną sytuację rynkowa planując podaż obligacji. Jak dotąd MF sfinansował 40 proc. tegorocznych potrzeb pożyczkowych.

>>> Czytaj też: Polski złoty jak frank szwajcarski i duńska korona? Grozi nam atak spekulantów

Rafał Benecki też nie spodziewa się jakiego drastycznego załamania na rynku, choć polskie obligacje drożeją już od kilku lat. W klasycznym układzie to mogłoby oznaczać, że narasta spekulacyjna bańka, która w końcu pęknie. Ale, zwraca uwagę ekonomista, sytuacja jest daleka od typowej.

– Jesteśmy w okresie oddłużania gospodarek, co obniża ich wzrost, równolegle banki centralne radykalnie poluzowały politykę pieniężną, co i tak nie zapobiegło spadkowi inflacji, wywołanemu niskimi cenami surowców. Inwestorzy od jakiegoś czasu szukają przyzwoitych rentowności na rynkach obligacji i nie są to inwestorzy spekulacyjni. Polskie papiery kupują m.in. banki centralne i zagraniczne fundusze emerytalne, co ogranicza ryzyko gwałtownej ucieczki kapitału – mówi ekonomista Banku ING.

ikona lupy />
Jak spada oprocentowanie obligacji / DGP