Firmy żyjące z węglowych zleceń i świadczące na rzecz tej branży usługi starają się zapełnić lukę w zleceniach
W sytuacji zagrożenia utratą pracy żyje teraz nawet 150 tys. osób. To więcej niż pracuje we wszystkich kopalniach węgla w Polsce – komentuje Tadeusz Donocik, prezes Regionalnej Izby Gospodarczej w Katowicach. Przedsiębiorstwa pracujące dla kopalń nie dostają wynagrodzenia albo otrzymują je z dużym opóźnieniem. – Członkowie izby, którzy dostarczają maszyny, odzież, świadczą usługi, czekają na pieniądze nawet ponad 180 dni – dodaje szef katowickiej RIG.
Skala zjawiska rośnie. Do izby dochodzą sygnały, że niektóre firmy mogą być zagrożone upadłością.
Są też problemy innej natury. Z powodu strajku w JSW koncern ArcelorMittal Poland zmuszony był sięgnąć po zagraniczny węgiel. Ta wymuszona sytuacją zmiana może obniżyć jakość produkowanego przez tę grupę koksu i spowodować awarie baterii koksowniczych. – Uszkodzenie wszystkich dziewięciu baterii oznaczałoby wielomiliardowe straty – mówi nam Sylwia Winiarek, rzeczniczka ArcelorMittal Poland.
– Dla piekarni, małej firmy rzeźniczej czy wędliniarskiej zamknięcie kopalni to dramat – dodaje Michał Wójcik, dyrektor naczelny Izby Rzemieślniczej oraz Małej i Średniej Przedsiębiorczości w Katowicach. Dla takich zakładów kopalnia bywa głównym, a nawet jedynym odbiorcą. Położone w sąsiedztwie sklepy zarabiają też na realizacji bonów na posiłki regeneracyjne przysługujące pracownikom górnictwa. – Wśród protestujących na ulicach śląskich miast było też wielu rzemieślników – uważa Wójcik.
Reklama
– Kopalnie oszczędzają, zmniejszają zamówienia, a serwisy sprzętu wykonują własnymi siłami, nie licząc się z utratą gwarancji – opowiada Tadeusz Sobierajski, prezes spółki Telkom-Telos, która produkuje specjalistyczne aparaty telefoniczne m.in. dla górnictwa. Dziś rodzime kopalnie odpowiadają najwyżej za 15 proc. przychodów firmy, a dwa razy tyle uzyskuje ona z kontraktów z przedsiębiorstwami wydobywczymi z Czech, Węgier, Ukrainy i Turcji.
Zagraniczne przychody Grupy Kopex, czołowego producenta maszyn górniczych, wzrosły w 2013 r. do 47 proc., trzy lata wcześniej wynosiły 33 proc. – Eksport jest gwarantem naszego dalszego wzrostu – przyznaje Mirosław Bendzera, prezes konkurencyjnego Famuru. Z zagranicy pochodzi ok. 15 proc. przychodów firmy.
– Jeszcze nie ma konieczności dokonywania zwolnień, ale jesteśmy na granicy – nie ukrywa Jerzy Kulisz, szef Opa Ekspert, spółki specjalizującej się w remontach maszyn i urządzeń górniczych. – Gdy skończą się te zlecenia, które realizujemy teraz, a nie będzie nowych, część pracowników będzie musiała odejść – dodaje. A kopalnianych zleceń tego typu, jak realizowane przez Opa Ekspert, jest coraz mniej. – W ciągu ostatnich trzech miesięcy ich liczba spadła o 50–60 proc. – wylicza Kulisz. Dlatego jego przedsiębiorstwo już w 2014 r. rozszerzyło działalność o roboty elektryczne dla szkół, spółdzielni czy wspólnot mieszkaniowych.
Także spółki transportowe starają się różnicować źródła dochodów i zapełnić lukę węglową. – Węgiel to dla nas podstawowy transportowany produkt, stanowi niemal połowę przewożonej masy – przyznaje Jacek Neska z zarządu PKP Cargo.
Gwarancją zleceń krajowych dla spółki są grupy energetyczne, które budują nowe bloki węglowe np. w Opolu i Jaworznie. Problemem jest załamanie się eksportu węgla, który z powodu wysokich kosztów wydobycia nie wytrzymuje konkurencji z tym z zagranicy.
W 2014 r. PKP Cargo przetransportowało 51,3 mln ton węgla kamiennego, czyli o prawie 6 proc. mniej niż rok wcześniej. To właśnie ta firma obsługuje większość węglowych zleceń eksportowych – głównie do bałtyckich portów, ale też do Czech i do Niemiec. W 2013 r. przetransportowała tak 10 mln ton, a w zeszłym aż o połowę mniej. To oznacza, że utracone z powodu węglowej zapaści przychody mogą sięgnąć 175 mln zł.
Przewoźnik kolejowymi węgarkami wysyła do klientów inne produkty. – Dzięki transportom kruszyw, rudy i drewna udało nam się zrekompensować część spadków – twierdzi Neska. Tych pierwszych grupa przewiozła w 2014 r. o 10 proc. więcej niż rok wcześniej. O tyle samo wzrosły przewozy drewna. Od jesieni wagonami PKP Cargo ruszyły też transporty kamienia hydrotechnicznego do umocnienia brzegów morskich – z Dolnego Śląska np. w okolice Ustki i Łeby. Mimo to udział firmy w przewozach spadł w 2014 r. pod względem masy do 47,9 proc.
Problem ma też numer dwa – firma DB Schenker Rail Polska, której „masowy” udział w polskim rynku zmniejszył się w 2014 r. z 19,2 do 18,5 proc. – Przewozy dla tradycyjnych kolejowych rynków węgla i stali stanowią istotną część naszego portfela, ale już nie dominują – informuje prezes firmy Marek Staszek.
Spółka podjęła kroki w celu dywersyfikacji portfela zamówień i wykorzystuje do tego dostęp do międzynarodowej sieci DB Schenker. – Dzisiaj ponad 50 proc. przewozów firmy stanowią te transgraniczne, wśród których istotną grupą są towary wysoko przetworzone. Nasz udział w rynku transportów intermodalnych przekracza 20 proc. – wylicza Staszek.
Do nowej sytuacji musi dostosować się też Grupa CTL z 5,7-proc. udziałem w rynku, która też w dużej mierze bazuje na przemyśle górniczym. Jej prezes Jacek Bieczek już wcześniej zapowiadał rozbudowę oferty logistycznej. W 2014 r. zawarła umowę m.in. na obsługę elektrowni należących do EDF i dwuletni kontrakt na wożenie szyn dla ArcelorMittal.
Rząd odpowiada rolnikom: nie mamy z czego pomagać
Rolnicy zapowiadają nasilenie protestów. Wczoraj blokowali drogę krajową nr 2 pod Siedlcami, dziś mają manifestować przed urzędami wojewódzkimi. A jutro ponownie będą blokowane drogi. Protest prowadzą dwie organizacje: Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych Rolników i Organizacji Rolniczych oraz NSZZ Solidarność Rolników Indywidualnych.
Zakres żądań protestujących jest bardzo szeroki. Główne to:
●Rekompensaty za dwuletni zakaz uboju rytualnego (straty szacowane są na 1 mld zł). – Trybunał Konstytucyjny uznał przepisy za niekonstytucyjne, co umożliwiło wznowienie produkcji. Ale orzeczenie otwiera dopiero drogę do powrotu na rynki, na które eksportowano wołowinę.
●Przywrócenie opłacalności na rynkach rolnych, m.in. mleka i trzody chlewnej. Niskie ceny na tych rynkach są efektem sytuacji w całej Europie. Także rosyjskiego embarga. Rolnicy chcieliby interwencji rządu np. w postaci dopłat do eksportu wieprzowiny.
●Odszkodowania za szkody wyrządzone przez dziki w uprawach. – Rząd ma 100 mln euro na pożyczkę dla Ukrainy, a nie ma 7 mln zł, by zrekompensować nam zniszczone uprawy – mówił szef protestującego OPZZ Sławomir Izdebski.
●Protestujący chcą również zakazu sprzedaży ziemi cudzoziemcom oraz zakazu prywatyzacji lasów.
Rząd jest skonsternowany protestami. Minister rolnictwa Marek Sawicki mówił wczoraj, iż nie może łudzić rolników, że w cudowny sposób znajdą się dodatkowe pieniądze. Zadeklarował pomoc, o ile będzie to możliwe. Podkreślał, że już obecnie w różnych formach trafia do nich 53,5 mld zł, podczas gdy roczna wartość produkcji to 160 mld zł.
Rząd przygotował i wysłał do Sejmu projekt ustawy o Funduszu Stabilizacji Dochodów Rolniczych. Ma na niego wpływać część dochodów ze sprzedaży produktów rolnych. Rolnicy, których dochody m.in. z powodu zaburzeń rynkowych spadły o ponad 30 proc., mogliby liczyć na rekompensaty z tego funduszu. Warunkiem byłoby udokumentowanie transakcji, czyli prowadzenie przynajmniej uproszczonej rachunkowości w gospodarstwie. Rocznie do funduszu wpływałoby 100 mln zł.
W kwestii zakazu sprzedaży ziemi cudzoziemcom Polska nie może wprowadzić tego w sposób bezpośredni z uwagi na prawo unijne. W Sejmie jest jednak projekt zgłoszony przez PSL, który przewiduje jeszcze większe niż obecnie restrykcje w obrocie ziemią. Odbywałby się on za pośrednictwem Agencji Nieruchomości Rolnych, a sąsiedzi sprzedającego mieliby prawo pierwokupu. W pośredni sposób utrudniłoby to nabywanie ziemi cudzoziemcom.