Odpowiedź firmy pojawiła się blogu prowadzonym przez Kenta Walkera, głównego radcy prawnego Google, gdzie komentuje sposób, w jaki Google wyświetla wyniki wyszukiwania z własnej porównywarki cenowej, bez pokazywania wyników konkurencji, co budzi wątpliwości Komisji Europejskiej:

Nie uważamy, by ten format działał przeciw konkurencji. Co więcej, pokazywanie reklam opartych na danych dostarczonych przez kupców wyraźnie poprawia jakość treści i ułatwia konsumentom znalezienie tego, czego szukają.

Walker ujawnia także, że Google zatrudnia Bo Vesterdorfa, byłego prezesa Sądu Unii Europejskiej, by napisał osobną odpowiedź. Tam wskazuje, że Google nie ma obowiązku wspierać swojej konkurencji jakby to miało w sytuacji, gdyby miało dostęp do kluczowego, niedostępnego nigdzie indziej zasobu. Jego zdaniem Internet tak nie działa.

Do tej pory Google szukało porozumienia, by zaspokoić żądania komisarza antymonopolowego i uniknąć wysokiej kary. W lutym 2014 roku gigant zaproponował, że będzie wyświetlał wyniki także trzech wybranych rywali w porównywarce cenowej.

Reklama

W zeszłym roku Google podwoił swoje wydatki na działalność lobbingową do wysokości 3,5 mln euro. To niewiele mniej, niż wydaje Deutche Bank czy ExxonMobil Według danych udostępnionych przez Transparency International, od listopada zeszłego roku Google znacznie częściej się spotyka z władzami Unii niż jakakolwiek inna firma, choć oficjalnie tylko część tych spotkań miała związek z zarzutami o praktyki monopolistyczne – Chcemy wykonywać lepszą pracę słuchając jakie zastrzeżenia ma Europa do naszych działań i wyjaśniając, w jaki sposób prowadzimy biznes – mówią przedstawiciele firmy.

Jednak w wypadku porównywarek cenowych, zarówno konkurencja Google jak i Komisja Europejska pozostają niezadowolone. Więc Google przestaje się uśmiechać i dopasowywać, w zamian obstaje twardo przy stwierdzeniu, że wyświetla swoje wyniki zgodnie z zasadami dotyczącymi dobrych praktyk.

Sam jako konsument wskazywałem, że Google Shopping według mnie lepiej działa, niż konkurencja i nie uważam, by promowanie konkurencji było słuszne Jednak upór Google nie zda się na wiele.

Już 15 lat temu Microsoft nie zgadzał się, by dołączać do systemu Windows oprogramowanie innych firm. Na początku firma chciała załatwić sprawę bezboleśnie. Gdy to się nie udawało, postanowił przekoać biurokratów z Brukseli, że się po prostu nie znają na technologiach.

Tamta sprawa zaczęła się od skargi z Sun Microsystems, która ciągnęła się przez ponad 12 lat. Utorowała także drogę innym sprawom i zakończyła się karą 860 milionów euro dla Microsoftu. W 2013 roku koncern musiał zapłacić kolejne 561 milionów za uniemożliwianie użytkownikom wyboru przeglądarki internetowej.

Starsze firmy technologiczne wiedzą, że nie ma co wmawiać Unii Europejskiej i europejskim sądom, że się nie znają na technologiach. Oczywiście nie stworzą własnego Google, ale umieją słuchać ekspertów i zdecydowanie nie są głupi. A amerykańska arogancja często bardzo działa im na nerwy.

Microsoft może dokładnie opowiedzieć Google, co będzie dalej. Owszem, prawnicy Google zdają sobie sprawę, że będą kolejne śledztwa w sprawie praktyk monopolistycznych. Jedno, w sprawie Androida i jego powiązania z usługami Google, już trwa, choć Komisja nie przedstawiła jeszcze żadnych zarzutów. Drugie może uderzyć Google tam, gdzie zaboli – w dominację na rynku reklamy internetowej. Google będzie walczyło i najprawdopodobniej przegra, choćby dlatego, że UE nie lubi, gdy wielkie, amerykańskie firmy zaczynają dominować na rynku.

Lobbing i dostosowywanie się wciąż może być postrzegane jako mniej bolesna droga. Microsoft wydał 4,5 miliona euro w zeszłym roku, milion więcej niż Google, by unijni urzędnicy dostrzegli jego wysiłki w takich sprawach jak ochrona danych osobowych czy big data. Obecnie parlament europejski zastanawia się, czy kara w sprawie naruszeń prywatności w Internecie nie powinna wynosić 2 milionów euro zamiast planowanych 2 proc. od obrotu.

To wspaniałe, że Google chce walczyć za swoje wartości. Żal jednak, że taka ilość pieniędzy i czasu zostanie strawiona w bezsensownej bitwie.