Rosja jeszcze nie widziała takiej afery korupcyjnej jak ta. Uznany za bardzo dobrego gubernatora, szef Republiki Komi w Rosji, który był niezwykle lojalny wobec prezydenta Władimira Putina, został oskarżony o przewodnictwo organizacji kryminalnej. W działania tej organizacji byli zaangażowani czołowi urzędnicy z tego regionu.
Wraz ze spadkami cen ropy i zaostrzaniem się atmosfery w Federacji Rosyjskiej, prawdopodobnie takich przypadków będzie więcej, a lokalne elity nie będą już miały tak dużego przyzwolenia na kradzież jak wcześniej.
Wiaczesław Gajzer, bo o nim mowa, jeśli chodzi o wszystkie formalne parametry, był niemal wzorcowym zarządcą. W przeciwieństwie do innych urzędników, którzy zarządzali regionami, których zupełnie nie znali, Wiaczesław Gajzer urodził się na terenie Republiki Komi. Jej terytorium obejmuje bogate w surowce mineralne ziemie, które zamieszkuje populacja licząca 2 mln osób.
Gajzer pracował wcześniej w jednym z pierwszych, prywatnych banków w Rosji, który otworzył w Komi swój oddział. Gajzer dołączył do lokalnego rządu Komi w 2002 roku i stosunkowo szybko awansował. Już w 2010 roku ówczesny prezydent Rosji Dmitrij Miedwiediew mianował go zarządcą Republiki Komi. Po tym, jak przywrócono wybory na gubernatora, został wybrany na to stanowisko w 2014 roku, zdobywając 78 proc. głosów.
W prokremlowskim rankingu efektywności gubernatorów, publikowanym przez Fundację Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego, Gajzer zajął wysokie czwarte miejsce. Był również członkiem zarządu proputinowskiej partii Jedna Rosja.
Dziś rosyjski Komitet Śledczy nazywa go przywódcą „wspólnoty kryminalnej”, w której działania zaangażowani byli m.in. marszałek lokalnego ciała ustawodawczego, wicegubernator i wielu urzędników i lokalnych biznesmenów – w sumie 15 osób.
Przeszukano mieszkania podejrzanych, gdzie znaleziono drogie zegarki, dokumenty zagranicznych firm oraz inne przejawy przynależności do rosyjskiej klasy superbogaczy. Urzędnicy są oskarżeni o nielegalne przywłaszczenie sobie państwowego mienia.
Jeden z zastępców Gajzera jest oskarżony do zmuszenie do bankructwa jednego z tartaków, który następnie przekazał firmie inwestycyjnej z Petersburga. Właśnie ta sprawa przyciągnęła uwagę śledczych, którzy prześwietlali tę samą firmę inwestycyjną w związku z aferą korupcyjną w ministerstwie obrony. Zaraz po tym na światło dziennie wyszły także inne przypadki przestępstw, m.in. zamierzona niegospodarność czy załatwianie państwowych kredytów firmom kontrolowanym przez grupę przestępczą.
W zasadzie nie ma w tej historii nic nadzwyczajnego – rosyjscy gubernatorzy mają bogatą historię przypadków korupcji. Na przykład w tym roku gubernator wyspy Sachalin został aresztowany za przyjęcie łapówki. Zazwyczaj jednak zanim dojdzie do aresztowania, zainteresowane osoby są wielokrotnie cicho ostrzegane, a wszystkie sprawy mają wspólny polityczny mianownik: nieszczęśni gubernatorzy stwarzają zazwyczaj pewne problemy partii Jedna Rosja.
W przypadku Gajzera nie było sygnałów, że Moskwa jest z niego niezadowolona, co więcej, Gajzer przyczynił się do sukcesu wyborczej partii Jedna Rosja. Pod jego przywództwem partia ta zdobyła 58 proc. głosów.
Nie mniej to pierwszy przypadek, gdy zatrzymano całą drużynę gubernatora. Co więcej, określenie całej lokalnej elity jako „wspólnoty kryminalnej” mogłoby być ryzykowne. Jeśli bowiem urzędnicy z Republiki Komi mogli działać od wielu lat, pozorując efektywny biurokratyczny team, to mogli również stworzyć ponadregionalną sieć, co oznaczałoby, że cały system jest beznadziejnie pogrążony w korupcji – coś, do czego Putin nie mógłby się przyznać.
Władimir Putin pozwolił jednak na te wyjątkowe działania. Rosyjski prezydent lubi używać aresztowań i śledztw, aby wyznaczać nowe reguły. W 2003 roku podporządkował sobie oligarchów, aresztując najbogatszego człowieka w Rosji – Michaiła Chodorowskiego. W 2013 roku wszczął śledztwo przeciw urzędnikom centrum innowacji Skolkowo, sygnalizując zakończenie polityki Miedwiediewa, polegającej na wspieraniu centrów technologicznych. Dziś Władimir Putin sygnalizuje coś gubernatorom.
Republika Komi dysponuje złożami gazu ziemnego, węgla, boksytów i niemal nieograniczonymi zasobami drewna. Mimo to w ubiegłym roku 21 proc. budżetu Republiki stanowiły subsydia z Moskwy, a Republika wciąż miała deficyt. Oczywiście po części może to być wina zbyt scentralizowanego systemu budżetowego w Rosji, ale Komi mogłoby sobie radzić znacznie lepiej niezależnie od tego.
Dziś, gdy ceny ropy są na niskich poziomach, rosyjski rząd zastanawia się, jak ograniczać wydatki. Putin wie, że szeroko rozpowszechniona korupcja i praktyka przywłaszczania sobie państwowego mienia jest jedną z największych dziur, przez które wyciekają rosyjskie zasoby finansowe.
Antyputinowska komentatorka Olga Romanowa powiązała sprawę Wiaczesława Gajzera ze zwolnieniem ze stanowiska szefa rosyjskiego monopolu kolejowego Władimira Bakunina – również przyjaciela Putina. „Limit nieefektywności został przekroczony do tego stopnia, że poleganie na lojalnych sojusznikach odchodzi do przeszłości” – napisała. „Nie możesz napełnić budżetu lojalnością, to zły czas na takie praktyki” – dodała.
Nawet proputinowscy komentatorzy zdają się podzielać opinię Romanowej. „To niezwykle ważne, aby zrozumieć, że polityczne poprawcie czy wysoka ranga nie pomogą w przypadku sprzeniewierzania państwowej własności czy przestępstw korupcyjnych” – powiedział Konstantin Kostin, szef Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego.
Aresztowanie Wiaczesława Gajzera ma powściągnąć działania urzędników i utemperować ich żądania wobec rządu centralnego. W tym środowisku wygrana w wyborach lokalnych nie jest już żadnym osiągnięciem. To co jest dziś pożądanym efektem, to zasilenie publicznej kasy, lub przynajmniej – zmniejszenie wypływania z niej pieniędzy.
>>> Czytaj też: Exodus z Rosji trwa. Bankierzy, informatycy i prawnicy uciekają przed Putinem