Eksperci egipscy i rosyjscy badają w Kairze czarne skrzynki airbusa, który rozbił się na Synaju. Pomagają im specjaliści z Francji, Niemiec i Irlandii.

W analizie uczestniczą – oprócz rządowych ekspertów – również przedstawiciele producenta samolotu oraz linii lotniczej Kogałymawia. Ci ostatni pomagają w przyporządkowaniu głosów do członków załogi feralnego lotu. To największa tragedia cywilnego samolotu w historii Rosji. Wyjaśnienie jej przyczyn stało się dla Kremla kwestią prestiżu państwa. – Wszystko musi być zrobione dla obiektywnego ustalenia tego, co się wydarzyło – mówił wczoraj Władimir Putin. Z nieoficjalnych informacji zbliżonych do śledztwa, podawanych wczoraj przez Reutersa, wynika, że w maszynę nic nie uderzyło.

Na półwyspie Synaj obecni są minister ds. sytuacji nadzwyczajnych Władimir Puczkow oraz szef Rosawiacji Aleksander Nieradko. Ten pierwszy poinformował wczoraj, że priorytetem dla władz jest odnalezienie ciał wszystkich ofiar lotu 9268. W tym celu krąg poszukiwań został rozszerzony z 20 do 30 km od miejsca katastrofy. Do poszukiwań zaprzęgnięto również samoloty bezzałogowe. Władze rosyjskie nie chcą na razie spekulować na temat przyczyny zdarzenia, chociaż rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow stwierdził wczoraj, że „żadnej przyczyny nie można wykluczyć”.

Swoją wersję wydarzeń mają przedstawiciele operatora samolotu. Pracownicy Kogałymawii zapewniali wczoraj na konferencji prasowej, że samolot był sprawny. Miałby tego dowodzić fakt, że przeszedł w ub.r. bezproblemowo przegląd techniczny. Szefowie przewoźnika odnieśli się również do incydentu z 2001 r., kiedy samolot ogonem uderzył w drogę startową podczas lądowania w Kairze. Ich zdaniem po naprawie maszyna co pięć lat przechodzi pod tym kątem kontrolę, a dotychczasowe badania nie wykazały problemów z kadłubem. – Wykluczamy możliwość, aby przyczyną katastrofy był problem techniczny albo błąd po stronie załogi. Jedyną wytłumaczalną przyczyną jest mechaniczny wpływ na samolot – powiedział zastępca szefa Kogałymawii Aleksander Smirnow.

Mimo tych tłumaczeń agencja ITAR-TASS podała wczoraj za lokalną egipską gazetą, że samolot nie przeszedł inspekcji przed odlotem z portu lotniczego w Szarm el-Szejk. Kontrakt serwisowy między Kogałymawią a firmą oferującą takie usługi na pasie startowym w kurorcie wygasł trzy miesiące temu.

Reklama

Podczas wczorajszej konferencji prasowej amerykański koordynator służb specjalnych James Clapper nie wykluczył możliwości zestrzelenia airbusa przez terrorystów. Nadzorujący pracę wszystkich agencji wywiadowczych USA oficjel zaznaczył, że brakuje wiedzy na temat tego, jaką bronią przeciwlotniczą (i czy?) mogą dysponować terroryści. Uzbrojenie ekstremistów do tej pory nie pozwalało na zestrzelenie samolotu lecącego na wysokości kursowej. Na półwyspie aktywni są bojownicy deklarujący wierność Państwu Islamskiemu. Motywem stojącym za atakiem miałaby być chęć zemsty za rosyjskie zaangażowanie w Syrii.

Jak donosił wczoraj „Wall Street Journal”, na miejscu katastrofy eksperci odnaleźli ogon oddzielony od reszty kadłuba. Dlatego z podwójną uwagą będą się przyglądać scenariuszowi zakładającemu zaniechania podczas naprawy po wydarzeniu z 2001 r. Tym bardziej że nieprawidłowo wykonana – po podobnym incydencie co airbusa – naprawa samolotu przyczyniła się do jednej z najpoważniejszych katastrof w dziejach lotnictwa cywilnego (tragedii lotu 123 linii lotniczej Japan Airlines w 1985 r., w której zginęło 520 z 524 pasażerów boeinga 747).

Kogałymawia to niewielki operator, który miał swoją bazę w miejscowości Kogałym położonej na zachodniej Syberii. Linia lotnicza obsługiwała połączenia z lotnisk w syberyjskiej Surgucie oraz moskiewskiego portu Domodiedowo. Na rynku działała pod nazwą handlową Metrojet; w swojej flocie miała cztery airbusy A321 i dwa bombardiery.

Dotychczas airbusy A321 cieszyły się opinią niemal doskonale bezpiecznych. Ostatni wypadek z udziałem tego typu maszyny miał miejsce w marcu, kiedy pilot niemieckiej linii lotniczej Germanwings Andreas Lubitz celowo rozbił pilotowany przez siebie samolot, co kosztowało życie 150 pasażerów i członków załogi. Aviation Safety Network podsumowuje, że od 1996 r. A321 miały szesnaście ciężkich „incydentów”, z których tylko jeden miał ofiary śmiertelne. Chodzi o wypadek samolotu linii lotniczych Airblue z 2010 r. na lotnisku w Islamabadzie, kiedy zginęło 152 pasażerów i członków załogi.

Maszyna, która spadła na Synaju, była zarejestrowana w Irlandii na firmę Wilmington Trust SP Services Ltd. Samolot otrzymał od tamtejszych władz stosowny certyfikat dopuszczający go do użytku. Jednocześnie ten konkretny A321 został zbudowany w 1997 r. i był jednym z najstarszych w służbie na świecie. Samolot miał za sobą 21 tys. lotów i 56 tys. godzin spędzonych w powietrzu.