O porozumieniu Rosji, Arabii Saudyjskiej, Kataru i Wenezueli poinformowała wczoraj rano telewizja Al-Arabija. Rozmowy prowadzone w ścisłej tajemnicy w Ad-Dausze sprawiły, że we wtorek rano cena ropy wzrosła do ok. 35 dol. za baryłkę. Gdy jednak szczegóły porozumienia zaczęły wychodzić na jaw, notowania ponownie spadły do 33 dol.

Od początku tygodnia rynek ropy elektryzowała wiadomość o porozumieniu dwóch największych producentów tego surowca – Rosji i Arabii Saudyjskiej. Gdy ogłoszono jego wyniki, ceny znów ruszyły w dół. Bo nie było to porozumienie, na które rynek czekał, a na dodatek tylko warunkowe.

O porozumieniu Rosji, Arabii Saudyjskiej, Kataru i Wenezueli poinformowała wczoraj rano telewizja Al-Arabija. Rozmowy prowadzone w ścisłej tajemnicy w Ad-Dausze sprawiły, że we wtorek rano cena ropy wzrosła do ok. 35 dol. za baryłkę. Gdy jednak szczegóły porozumienia zaczęły wychodzić na jaw, notowania ponownie spadły do 33 dol.

Skąd te spadki? Po pierwsze porozumienie nie przewiduje cięć wydobycia ropy, a jedynie jego zamrożenie na poziomie ze stycznia. Sęk w tym, że wydobycie w styczniu było bliskie rekordowych szczytów – np. Arabia Saudyjska wydobywała 10,2 mln baryłek dziennie, tylko niewiele mniej niż w rekordowym czerwcu ubiegłego roku (10,5 mln baryłek), rosyjskie wydobycie to 10,9 mln baryłek. – Gdyby doszło do tego zamrożenia, to i tak wydobycie kształtowałoby się na poziomie, który wciąż oznacza nadpodaż surowca – ocenia Grzegorz Maziak, analityk E-petrolu. Po drugie, jest to porozumienie warunkowe – jego sygnatariusze zadeklarowali zamrożenie wydobycia, jeśli do porozumienia przystąpią inne kraje. Mowa zwłaszcza o Iranie i Iraku. To jednak mało prawdopodobne – Iran, który dzięki zniesieniu sankcji może znowu handlować ropą, walczy obecnie o odzyskanie rynku. Podobnie Irak, który po wojnie dopiero powoli wraca na światowe rynki. – Można sobie wprawdzie wyobrazić zgodę Iranu na takie porozumienie, ale ceną musiałoby być zrobienie przez innych graczy na rynku nieco więcej miejsca dla irańskiej ropy. To jednak wydaje się mało prawdopodobne – ocenia analityk.

Porozumienie Rosji z Arabią Saudyjską może być nieco zaskakujące, jeśli wziąć pod uwagę polityczne napięcia między tymi krajami w związku z wojną domową w Syrii (Saudowie nie wykluczają interwencji swoich wojsk, a Rosja groziła poważnymi tego konsekwencjami), jednak oba kraje zaczynają być w nieco podbramkowej sytuacji – oba są w znacznym stopniu uzależnione od eksportu surowców i niskie ceny stanowią zagrożenie dla ich budżetów. W przypadku Arabii Saudyjskiej ropa stanowi niemal 90 proc. przychodu. Międzynarodowy Fundusz Walutowy już ostrzega, że w 2020 r. dług publiczny Królestwa może wynieść nawet 44 proc. PKB, co nie wydawałoby się szokującą prognozą, gdyby nie to, że jeszcze rok temu sięgał on nieco ponad 1,5 proc. Stąd obserwowane obecnie próby dywersyfikacji saudyjskiej gospodarki. Jeszcze większe problemy ma Rosja – według opublikowanej niedawno prognozy ministerstwa finansów bez wyższych cen ropy i reform rosyjską gospodarkę czeka 15 lat zastoju. W tzw. zachowawczym wariancie prognozy przy cenie ropy naftowej do 2030 r. na poziomie 40 dol. za baryłkę gospodarka Rosji będzie rosnąć zaledwie o 1–1,3 proc. rocznie.

Reklama

Dlaczego zatem kraje te nie zdecydowały się na cięcia wydobycia? Z dwóch powodów. Pierwszy to ograniczone zaufanie, że druga strona będzie rzeczywiście przestrzegać porozumienia. Drugi – na takich ograniczonych cięciach skorzystaliby inni gracze – przede wszystkim Stany Zjednoczone, które zdobyłyby dodatkowe udziały w rynku, ale i Iran – lokalny rywal polityczny i gospodarczy Arabii Saudyjskiej.

Wtorkowe porozumienie daje natomiast producentom ropy pewną nadzieję może nie na wzrost cen, ale na wyhamowanie tempa spadku. Tym bardziej że część analityków nie wyklucza, że za wtorkowym porozumieniem pójdą dalsze kroki – na dziś zapowiedziane są w tej sprawie rozmowy z Iranem w Teheranie. – Jest to duża zmiana w polityce. To naprawdę pierwsza decyzja zarządzania podażą podjęta od listopada 2014 roku – oceniał efekty wtorkowych rozmów Olivier Jakob, analityk Petromatrix, cytowany przez Reutersa.

Niewiele jednak wskazuje na to, by bez udziału Iranu sytuacja na rynku ropy uległa drastycznej zmianie – wciąż podaż przewyższa popyt, a na dodatek spore zapasy odsuwają w czasie ewentualny mocniejszy wzrost cen. Stabilizacja na stosunkowo niskim poziomie oznacza również mniejsze prawdopodobieństwo niemiłych niespodzianek na polskich stacjach benzynowych. – W najbliższych miesiącach nie należy się spodziewać jakichś szoków cenowych, chociaż sporo będzie zależało od wiosennych prognoz zużycia benzyn. Nie powinny być to jednak gwałtowne zmiany – twierdzi Grzegorz Maziak.

>>> Czytaj też: Polska wyrwie się z peryferyjności? Rząd zaprezentował plan Morawieckiego