Hiszpanie od godz. 9 wybierają 350 członków Kongresu Deputowanych i 208 członków Senatu; pozostałych 58 jest delegowanych przez regionalne parlamenty. Głosowanie potrwa do godz. 20. Uprawnionych jest 36,5 mln obywateli, z których ok. 2 mln oddaje głos za granicą. 200 tys. młodych ludzi po raz pierwszy w życiu idzie do urn.

Wyniki exit polls będą znane tuż po zamknięciu lokali wyborczych, a ok. godz. 22.30 podane zostaną wstępne oficjalne rezultaty.

Komisja wyborcza poinformowała, że do godz. 14 w całym kraju zagłosowało ok. 36,8 proc. uprawnionych i frekwencja była tylko nieznacznie niższa od frekwencji z tej godziny w grudniu ubiegłego roku; wówczas wyniosła 36,9 proc.

Reklama

P.o. premiera Mariano Rajoy z centroprawicowej Partii Ludowej (PP) zagłosował w madryckiej dzielnicy Aravaca, w pobliżu siedziby hiszpańskiego rządu, Pałacu Moncloa. Zaapelował do obywateli, by wzięli udział w wyborach. "Każdy głos jest ważny. Hiszpania będzie takim krajem, jakiego chcą Hiszpanie i będzie miała taki rząd i takich deputowanych, jakich chcą Hiszpanie" – oświadczył Rajoy. Wyraził nadzieję, że dalsza część głosowania przebiegnie spokojnie.

Przywódca socjalistów Pedro Sanchez oddał głos z żoną w lokalu wyborczym w Pozuelo de Alarcon pod Madrytem. Powiedział, że jest spokojny i pełen nadziei co do wyniku swej formacji. "Dziś ważą się losy Hiszpanii na cztery kolejne lata" – podkreślił, wzywając do masowego pójścia do urn. Telewizja TVE informuje, że kandydat zapomniał długopisu i musiał pożyczyć go od pracownika lokalu wyborczego.

Lider lewicowej koalicji Unidos Podemos (Zjednoczeni Możemy) Pablo Iglesias oddał głos w madryckiej dzielnicy Vallecas w towarzystwie matki i numeru 2 swego ugrupowania Inigo Errejona. "Liczymy na zwycięstwo, niewiele nam brakuje" – powiedział Iglesias.

Szef centroprawicowej, liberalnej partii Ciudadanos zagłosował w rodzinnej Barcelonie, po czym udał się do Madrytu. Polityk zaapelował o wysoką frekwencję. Oświadczył, iż chciałby, aby Hiszpanie dziś wieczorem nie musieli "żałować, że zostali w domu".

Oczekuje się, że w wyniku niedzielnego głosowania utrzyma się podział głosów z wyborów z 20 grudnia 2015 roku na cztery największe partie. Nowością może być drugie miejsce lewicowej koalicji a nie socjalistów.

Głosowanie sprzed pół roku nie dało żadnemu ugrupowaniu wyraźnego mandatu do rządzenia. PP zwyciężyła, ale utraciła większość bezwzględną. Hiszpanie, zmęczeni 21-procentowym bezrobociem, skandalami korupcyjnymi i niepopularnymi kryzysowymi cięciami, położyli kres tradycyjnemu podziałowi parlamentu na dwa bloki - konserwatystów i socjalistów. Do Kongresu Deputowanych weszły nowe ugrupowania: lewicowa, sprzeciwiająca się antykryzysowym cięciom Podemos i liberalna Ciudadanos.

Przez kilka miesięcy cztery główne formacje prowadziły intensywne negocjacje w sprawie koalicji rządowej, ale gdy wiosną okazało się, że są one bezowocne, konieczne było rozpisanie kolejnych wyborów. Wcześniej Rajoy ze zwycięskiej PP zrezygnował z prób utworzenia koalicji z powodu braku wystarczającego poparcia. Liderowi Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE) Sanchezowi nie udało się przekonać Podemos do koalicji i z tego powodu na początku marca dwa razy nie uzyskał wotum zaufania, co było bezprecedensową sytuacją w hiszpańskiej polityce. Poparła go tylko Ciudadanos.

Według sondaży w niedzielę znowu zwycięży PP, ale ponownie nie zdobędzie bezwzględnej większości 176 miejsc w 350-osobowymi Kongresie Deputowanych. Może to oznaczać kolejne wielomiesięczne rozmowy, a nawet kolejne głosowanie za pół roku.

PSOE, która w grudniu uplasowała się na drugim miejscu, po raz pierwszy w historii może zostać zepchnięta na trzecią pozycję przez koalicję wyborczą Unidos Podemos. W maju zawiązała ją istniejąca od początku 2014 roku Podemos i Zjednoczona Lewica (IU), która jest spadkobierczynią Komunistycznej Partii Hiszpanii.

Według ekspertów, jeśli sondaże się potwierdzą, najbardziej prawdopodobny scenariusz zakłada, że powstanie rząd mniejszościowy PP.

Po wyczerpującej grudniowej kampanii w ostatnich tygodniach partie mniej się udzielały i organizowały niewiele spotkań, by nie wydawać dodatkowych środków, obawiając się, że mogłoby to jeszcze bardziej zrazić do nich rozczarowanych klasą polityczną wyborców. 82 proc. Hiszpanów uważa, że sytuacja polityczna w kraju jest "zła" lub "bardzo zła". W związku z tym niezadowoleniem pojawiały się głosy, że w niedzielę frekwencja może być znacznie niższa niż w grudniu, ale według badań różnica może wynieść tylko kilka punktów procentowych.

Głównymi tematami kampanii były kryzys gospodarczy i korupcja. W ostatnich dniach pojawiła się także kwestia Brexitu i apele o dymisję szefa MSW Jorge Fernandeza Diaza, gdy do mediów wyciekło nagranie, na którym minister zwraca się do członka katalońskich władz, by objął śledztwem lokalnych polityków w celu ich skompromitowania.

Z Madrytu Julia Potocka (PAP)