Nie bez znaczenia był nadal marny sentyment na rynkach akcji i nowe minima w USA. Zyskiwały kruszce, a traciły głównie surowce przemysłowe. Cena uncji złota wzrosła z 732 USD do 816 USD, srebra i platyny już mniej , bo tylko odpowiednio o 4 i 3%. Ruchy te jednak w dużym stopniu skorygowane zostały już w pierwszych dniach grudnia. Teoretycznie typowa negatywna korelacja z indeksami akcji, ale tu trzeba być ostrożnym, bo korelacja niestety działa w tym roku bardzo wybiórczo.

Segment metali przemysłowych jest na równi pochyłej już od dłuższego czasu. Ciągłe rewizje prognoz PKB w dół (ostatnio w dużym stopniu również dla Chin) i rosnące w ekspresowym tempie zapasy powodują, iż takie surowce jak miedź czy aluminium traciły w listopadzie po 15%. Jeszcze więcej (blisko 40%!) tracił ołów, a wyjątkiem był jedynie cynk, który zyskał 9%. Niestety odbicie na rynkach akcji na przełomie miesięcy nie poprawiło sytuacji tych surowców. Wręcz przeciwnie, spadki były kontynuowane i w większości przypadków rynek znalazł się na nowych minimach. Spadki, choć w mniejszej skali, dotyczyły również segmentu żywności.

Najbardziej przeceniony został ryż, nieco mniej soja i kukurydza. Wyjątkiem były pszenica, gdzie ceny ustabilizowały się w okolicach 550 USD za 100 buszli, a także kakao, gdzie mieliśmy 10% zwyżkę spowodowaną słabymi zbiorami w Afryce. Obydwa te surowce traciły jednak już na początku grudnia. Generalnie wygląda na to, że rynek surowcowy płaci cenę za bańki spekulacyjne z pierwszej połowy roku. Silny trend spadkowy przerywają jedynie incydentalne zwyżki związane z wybranymi zaburzeniami popytowo-podażowymi, jednak są one krótkotrwałe. Wyjątek stanowią kruszce, choć i tu trudno polegać na wspomnianej negatywnej korelacji z rynkami akcji i surowcami przemysłowymi.

Surowiec miesiąca – ropa naftowa
Reklama

Całkiem niedawno prezydent kartelu OPEC Chakib Kheil stwierdził, iż długoterminową cenę równowagi widzi w okolicach 80 USD. Na początku grudnia z kolei król Arabii Saudyjskiej, z reguły stroniący od wypowiedzi odnośnie cen ropy, uznał, iż „fair price” dla ropy naftowej to 75 USD za baryłkę. Subtelna różnica? Tak, ale nie w tych 5 dolarach, a raczej w tym jak bardzo przesunął się rynek. Podczas wypowiedzi Kheila ropa oscylowała w okolicach 100 USD za baryłkę. Wywiad z arabskim królem przeprowadzony był już po tym, jak rynek poddał wsparcie wyznaczane przez 100% zniesienia półtorarocznej hossy i ceny baryłki spadły w konsekwencji poniżej 50 USD, zarówno dla Brenta, jak i gatunku Crude. O ile pierwsza wypowiedź mogła być uznana za w miarę obiektywną próbę oceny sytuacji, to druga to już przykład myślenia życzeniowego. Sentyment rynkowy znacznie lepiej oddają komentarze azjatyckich importerów arabskiej ropy, według których to dobrze, iż ropa, podobnie jak inne surowce tak szybko tanieją, gdyż światowa gospodarka stoi w obliczu wyjątkowo poważnego kryzysu.

Sztywność cen i psychologia

Oczywiście można zawsze powiedzieć, że za tak ogromnymi zmianami cen stoi spekulacja. Należy jednak pamiętać o jak potężnym rynku mowa. Nawet przy obecnych, już relatywnie niskich cenach rynek ropy to ok. 3% globalnego PKB, w okresie szczytu cen było to ok. 8%! To nie jest niszowy rynek, na którym cen przesuwają pojedyncze zlecenia. Choć skala wahań cen jest ogromna, ma ona pewne (choć ograniczone) uzasadnienie fundamentalne. W drugim kwartale bieżącego roku podaż ropy w skali globalnej przewyższała popyt i stało się to po raz pierwszy od 2005 roku. Co więcej w latach 2006-2007 globalny popyt wzrastał o ponad 1% rocznie, podczas gdy podaż malała.

Ta relacja uległa poniekąd odwróceniu w tym roku, kiedy popyt wzrastał już minimalnie, a podaż wzrastała o niemal 2% w skali roku. Ten proces zapewne uległ pogłębieniu w trzecim i czwartym kwartale. Świadczą o tym dane o zapasach w USA. Mimo, iż ceny na stacjach w USA są najniższe od 3 lat (obecnie 48 centów za litr benzyny), zapasy ropy i benzyny w listopadzie wzrastały w każdym tygodniu, łącznie o 9 i 5,5 miliona baryłek. Nie zmieniły się jedynie zapasy destylatów. Biorąc pod uwagę, że globalny rynek ropy to ok. 86 milionów baryłek dziennie te wszystkie liczby wydają się niewielkie w zestawieniu z tak ogromnymi zmianami cen. Należy jednak pamiętać o dwóch cechach tego rynku. Po pierwsze, zarówno podaż, jak i popyt na ropę są bardzo sztywne. W tej sytuacji nawet niewielkie zmiany równowagi rynkowej wiążą się z dużą zmianą cen. Po drugie, większość rzeczywistego handlu ropą odbywa się za pomocą długoterminowych kontraktów, których warunki nie są znane ogółowi uczestników rynku. To z oczywistych względów utrudnia proces szukania równowagi i zachęca do spekulacji.

OPEC pęka?

W listopadzie ceny ropy spadły po raz piąty z rzędu, nieco mniej niż w październiku bo 16%. Spadek ten ma jednak bardzo negatywny wydźwięk biorąc pod uwagę stabilizację notowań na parze EURUSD. W trakcie zniżki było kilka poziomów, które mogły zatrzymać rynek – okolice 120,80 USD, 111 USD, 99,40 USD i 88 USD. Po pokonaniu tego ostatniego, kolejnym było 100% zniesienie półtorarocznej hossy na poziomi 50,69 USD, ale i z tym rynek sobie poradził. Na przełomie listopada i grudnia była mimo to szansa na korektę. Kraje OPEC zwołały nadzwyczajne posiedzenie, na którym jednak - ku zaskoczeniu rynku, nie zdecydowano się na obniżenie produkcji, co posłało ceny w okolice 45 USD.

Arabski minister ds. ropy argumentował, że jeśli poprzednia redukcja (o 1,5 mln baryłek) zostanie wdrożona w 80%, nadwyżka surowca zostanie wyeliminowana z rynku. Zaskakującą na pierwszy rzut oka decyzję tłumaczy jednak zróżnicowanie kosztów produkcji. Na półwyspie saudyjskim są one bardzo niskie, w Afryce już wyższe, zaś w Wenezueli jeszcze wyższe. Wygląda więc na to, że wraz ze zniżkującymi cenami interesy krajów członkowskich OPEC coraz bardziej się różnią, a tę słabość wykorzystuje rynek. Choć prezydent OPEC naciska na obniżkę (argumentując, iż w innym przypadku zapasy wkrótce wzrosną do poziomu niewidzianego o 1998 roku, kiedy za baryłkę płacono kilkanaście dolarów), przedstawiciele Arabii Saudyjskiej prawdopodobnie będą jej przeciwni także na grudniowym posiedzeniu kartelu.