Dyrektorzy trzech koncernów wystąpili w czwartek przed komisją bankową Senatu. Komisje Kongresu są kierowane przez Demokratów, którzy skłonni są poprzeć pożyczkę dla nich - na łączną kwotę 34 mld dolarów - ale większość opinii publicznej jest temu przeciwna.

Według sondażu telewizji CNN 61 procent Amerykanów uważa, że pożyczki nie należy udzielać. Przeciwnicy jej - w tym większość Republikanów w Kongresie - twierdzą, że nie ma gwarancji, iż "wielka trójka" z Detroit będzie lepiej gospodarować pieniędzmi i produkować lepsze samochody.

Obrońcy koncernów argumentują, że ratowanie trzech firm, stanowiących jeden z trzonów amerykańskiego przemysłu, jest konieczne, aby zapobiec zwolnieniu setek tysięcy ich pracowników i dalszych 2-3 mln w przedsiębiorstwach kooperujących z nimi i sieci sprzedaży samochodów.

Zwracają oni uwagę, że przed kryzysem koncerny sprzedawały swe samochody i obecne trudności są wynikiem wyjątkowej sytuacji. Szefowie GM i Chryslera ostrzegają, że jeśli nie dostaną pożyczki do końca roku, nie starczy im pieniędzy na dalsze operacje.

Reklama

Szefowie trzech koncernów przysłali wcześniej Kongresowi plany restrukturyzacji swych przedsiębiorstw mające uzdrowić ich sytuację. Wykonali też szereg symbolicznych gestów -przyjechali tym razem do Waszyngtonu samochodami-hybrydami z napędem częściowo elektrycznym.

Na poprzednie przesłuchania dyrektorzy przylecieli do stolicy odrzutowcami swych korporacji, za co kongresmani ich publicznie potępili i wyszydzili. Trzej dyrektorzy obiecali sprzedać te samoloty, a nawet pracować za symbolicznego dolara w przyszłym roku, jeżeli ich firmy dostaną kredyty.

We wstępnych wystąpieniach przed komisją bankową Senatu wszyscy przyjęli pokorną postawę skruchy. "Jesteśmy tutaj, bo popełniliśmy błędy" - powiedział dyrektor GM Rick Wagoner.

Szef Forda Alan Mullaly podkreślił, że pożyczka o jaką zabiega - 9 mld dolarów - prawdopodobnie nie będzie wykorzystana, ponieważ jego koncern jest w nieco lepszej sytuacji niż GM i Chrysler.

Demokratyczny przewodniczący komisji senator Christopher Dodd powiedział, że "firmy samochodowe zrobiły więcej niż sektor finansowy, by pokazać, że zasługują na poparcie ze strony podatnika".

Poprzedniego dnia także prezydent-elekt Barack Obama pochwalił szefów koncernów z Detroit, że przygotowały tym razem "poważne plany" reform.

Największe nadzieje rokują ustępstwa poczynione przez związki zawodowe.

W środę wieczorem przedstawiciele amerykańskiego Związku Pracowników Przemysłu Samochodowego (UAW) poinformowali, że są gotowi zgodzić się na rezygnację z niektórych świadczeń dla swoich członków, m.in. z pokrywania przez firmę kosztów leczenia emerytowanych pracowników.

Koszty ochrony zdrowia są w USA około dwa razy większe niż w innych krajach wysoko rozwiniętych, co stanowi wyjątkowo duże obciążenie dla pracodawców, którzy zmuszeni są je pokrywać na podstawie umów zbiorowych ze związkami zawodowymi.

Stawia to trzy amerykańskie koncerny w dużo słabszej pozycji wobec konkurencji w postaci zagranicznych producentów aut posiadających swe fabryki w USA, jak Toyota, Honda czy BMW. W tych ostatnich pracują na ogół robotnicy nie zrzeszeni w związkach zawodowych.