Epidemia koronawirusa uderzyła w USA z ogromną siłą, doprowadzając do niemal całkowitego zamknięcia ogromnych obszarów amerykańskiej gospodarki. Pracują tylko ci, którzy muszą. Większość Amerykanów ograniczyła swoje kontakty społeczne do absolutnego minimum i zastosowała się do apelu o bezwzględne pozostanie w domu.

Jednak do niedawna wielu uważało, że wprowadzenie tak drastycznych ograniczeń przyniesie jedynie szkody amerykańskiej gospodarce. W połowie marca sam prezydent Donald Trump twierdził, że lekarstwo na epidemię będzie gorsze niż sama choroba, a masowa śmierć z powodu SARS-CoV-2 jest ceną, którą Stany Zjednoczone muszą zapłacić, aby powstrzymać kraj przed ekonomiczną zapaścią.

Na hiszpankę 100 lat temu na całym świecie zachorowało około 500 mln ludzi, z czego zmarło nawet 50 mln ludzi. Jej powszechność, zaraźliwość oraz zasięg przypomina nieco obecną pandemię koronawirusa. Zdaniem specjalistów, którzy badali jej przebieg, istnieje silne powiązanie między zachowaniem niezbędnego dystansu społecznego w czasie epidemii, a późniejszymi lepszymi wynikami gospodarczymi. Doświadczenia zebrane po I wojnie światowej mogą teraz uratować wielu ludzi.

Ekonomiści Sergio Correia, Stephan Luck i Emil Verner opublikowali niedawno jeszcze nie recenzowany artykuł dotyczący pandemii grypy hiszpanki w Stanach Zjednoczonych. Porównują w niej jak różne miasta radziły sobie w czasie epidemii. Które z nich wcześniej przyjęły politykę kwarantanny i izolacji społecznej, a które przyjęły je później i jaki to miało skutki dla ich dalszego funkcjonowania.

Reklama

„Stwierdziliśmy, że miasta, które interweniowały i wcześniej podjęły bardziej zdecydowane działania nie miały większy problemów i szybciej podźwignęły się po zakończeniu pandemii.” Naukowcy podkreślili, że tzw. działania niefarmaceutyczne (z ang. non-pharmaceutical interventions), jak wprowadzenie kwarantanny oraz zamknięcie szkół i przedsiębiorstw, miało zasadniczo większy pozytywny wpływ na zdrowie publiczne i gospodarkę, niż podanie jakichkolwiek leków.

Po raz pierwszy ta koncepcja została opublikowana w artykule w czasopiśmie Journal of American Medical Association (JAMA) w 2007 roku. Grupa badaczy opisała w nim jakie konkretne zasady zostały wprowadzone między 8 września 1918 roku, a 22 lutego 1919 roku w 43 różnych miastach. Najczęstszymi działaniami zidentyfikowanymi przez badaczy było połączenie zamknięcia szkół z wprowadzeniem zakazów zgromadzeń publicznych. W czasie trwania epidemii w 34. z 43. miast przepisy te obowiązywały średnio przez cztery tygodnie.

Tak wyglądała kwarantanna w Nowym Jorku w trakcie epidemii hiszpanki: „Zazwyczaj osoby, u których zdiagnozowano grypę izolowano w szpitalach lub prowizorycznych placówkach, podczas gdy osoby podejrzane o kontakt z chorym (ale które same jeszcze nie zachorowały) zostawały poddane kwarantannie w ich domach oznaczonych oficjalnym plakatem z informacją, że w tym miejscu odbywa się kwarantanna.”

W artykule opublikowanym z 2007 roku wykazano także silny związek między liczbą i czasem trwania działań niefarmaceutycznych, a liczbą zgonów z powodu grypy. Po ponad dekadzie Correia, Luck i Verner w swoim najnowszym artykule nie tylko potwierdzają tę teorię, ale idą o krok dalej. Zbadali oni bowiem statystyczny wpływ zmiany liczby zgonów spowodowanych przez grypę w 1918 roku na sytuację gospodarczą w USA, czytamy w artykule opublikowanym na vox.com.

„Wzrost śmiertelności w wyniku pandemii w 1918 roku w porównaniu do poziomu śmiertelności w 1917 roku oznaczał spadek zatrudnienia w przemyśle przetwórczym o 23 proc., spadek zatrudnienia w przemyśle o 1,5 punktu procentowego w stosunku do populacji oraz spadek produkcji o 18 proc.” - podsumowują. Innymi słowy, gwałtowny wybuch epidemii oznaczał katastrofę gospodarczą dla dotkniętych nią miast.

Następnie Correia, Luck i Verner połączyli te dane z analizą skutków działań niefarmaceutycznych podjętych w ramach walki z pandemią hiszpanki. Ich zdaniem wprowadzenie nakazu dystansu społecznego skutkowało na przyszłość większą liczbą osób zdolnych do pracy i wzrostem wydajności produkcji po wygaśnięciu epidemii.

Te miasta, które szybciej wprowadziły zasady izolacji społecznej miały o 4 proc. wyższe zatrudnienie po ustaniu pandemii. Natomiast w miastach, w których okres izolacji społecznej był najdłuższy zatrudnienie po wygaśnięciu grypy wzrosło o 6 proc.

Wniosek jest jasny: nakaz izolacji społecznej wpłynął pozytywnie nie tylko na zdrowie publiczne, ale i na szybkość z jaką Stany Zjednoczone otrząsnęły się się z negatywnych skutków ekonomicznych epidemii.

Łyżka dziegciu w beczce miodu

Druga i najbardziej śmiertelna fala pandemii z 1918 roku rozprzestrzeniła się głównie ze wschodu na zachód. „Biorąc pod uwagę czas trwania tej fali grypy miasta, które zostały nią później dotknięte, wdrażały na swoim terenie działania niefarmaceutyczne zdecydowanie szybciej. Po prostu mogły uczyć się od miast, które ucierpiały we wcześniejszych fazach pandemii.”

Kolejnym czynnikiem, który mógł mieć większy wpływ na poziom zachorowań w zachodnich stanach USA były różnice w sposobie zarządzania miastami na wschodnim (łagodniejsze) i zachodnim wybrzeżu (bardziej zdecydowane).

Prawdopodobnie rygorystyczne wprowadzenie zasad działań niefarmaceutycznych nie było jedynym czynnikiem mającym wpływ na liczbę zachorowań i sytuację na rynku pracy w 1920 roku. Bardzo możliwe, że miasta z bardziej restrykcyjnym podejściem do pandemii miały również lepiej rozwiniętą infrastrukturę ochrony zdrowia publicznego. A to mogło w znaczący sposób wzmóc efekty jakie przyniosło wymuszenie na mieszkańcach miast izolacji społecznej.

Ważne jest jednak, aby zawsze podchodzić do tego rodzaju badań z odrobiną dystansu. Pandemia z 1918 roku, podobnie jak obecna pandemia COVID-19, nie była zaplanowanym eksperymentem. Dlatego trudno jest w 100 proc. obiektywnie określić, w jakim stopniu na późniejsze wyniki ekonomiczne wpłynęła pandemia, a w jakim działania administracyjne podjęte w celu jej zduszenia.

Wydaje się, że trudno jest porównać sytuację amerykańskich miast w trakcie epidemii hiszpanki. Podobny problem stwarza zestawienie grypy z 1918 roku z pandemią COVID-19 w 2020 roku. Przez 100 lat zmienił się styl życia, sposób podróżowania, czy dostępność leków. Medycyna zrobiła ogromne postępy. Jednak na wirusie SARS-CoV-2 nie robi to najmniejszego wrażenia. Atakuje on ludzkość tak samo jak wirus grypy po zakończeniu I wojny światowej. Dlatego warto przyjrzeć się wydarzeniom sprzed wieku i zastanowić się co z perspektywy czasu okazało się pomocne i spróbować to dostosować do współczesnych możliwości i realiów otaczającego nas świata.

Tym bardziej, że jak pokazują dane historyczne szybkie opanowanie epidemii przekład się na mniejszą liczbę zgonów. A mniej zgonów to więcej osób, które po wygaśnięciu epidemii będą pracować, kupować, chodzić do restauracji i pubów, korzystać z usług transportowych i turystycznych co z korzyścią wpłynie na gospodarki krajowe. A to zapewne przełoży się na nieuniknione zmiany w globalnej gospodarce i szybszy wzrost światowego PKB.

>>> Czytaj również: USA: W ciągu tygodnia złożono ponad 6,6 mln wniosków o zasiłek dla bezrobotnych