- Dziś nasza transformacja jest znacznie utrudniona, m.in. w efekcie zbrodniczej agresji Rosji na Ukrainę, która przyniosła ogromne straty ludzkie, szkody w infrastrukturze, gospodarce i środowisku, za które rosyjscy sprawcy powinni odpowiedzieć i je pokryć - ocenił we wczorajszym wystąpieniu na szczycie klimatycznym w Egipcie prezydent Andrzej Duda. Jak zaznaczył, konsekwencją rosyjskiej agresji są kryzysy i ogromne koszty, grożące opóźnieniem w transformacji klimatycznej i w osiągnięciu zamierzonych celów. Spowodowała ona także dodatkowe emisje, przekraczające te generowane w ciągu roku przez niejeden rozwijający się kraj.
Wyliczenia dotyczące klimatycznego kosztu wojny w Ukrainie przedstawił wczoraj Polski Instytut Ekonomiczny. Według analityka PIE Kamila Lipińskiego w umiarkowanym scenariuszu emisje gazów cieplarnianych spowodowane rosyjską inwazją można oszacować na 212,7 mln t ekwiwalentu CO2, co stanowi odpowiednik 6 proc. tegorocznego śladu klimatycznego całej UE i ponad połowę rocznych emisji Polski. Na ten bilans składają się m.in. pożary spowodowane działaniami wojennymi, wymuszone konfliktem ruchy ludności oraz zniszczenia ukraińskiej infrastruktury energetycznej i gazowej. Biorąc pod uwagę prognozy notowań CO2 w unijnym systemie ETS, przybliżona wartość emisji związanych z wojną może sięgnąć kilkunastu miliardów euro - szacuje Lipiński.
Wystąpienie polskiego prezydenta nawiązało pośrednio do - uznawanej za nieformalny priorytet szczytu COP27 - kwestii zniszczeń i strat klimatycznych. Oficjalnie czas na porozumienie w tej sprawie wyznaczono do 2024 r., ale realny postęp w tej kwestii i tak będzie najważniejszym papierkiem lakmusowym sukcesu szczytu. Decyzja o podjęciu tego tematu zapadła jednak w bólach i miała swoją cenę. Jak przyznali szef MSZ Egiptu i prezydent COP Samih Szukri, u jej podstaw leży kompromis, zgodnie z którym rozwiązanie problemu rosnących kosztów katastrof i ekstremów pogodowych ma nastąpić w duchu „współpracy i mediacji”, a nie odpowiedzialności finansowej czy odszkodowań.