Po miesiącach, a właściwie nawet latach dyskusji i przygotowań, plany dotyczące morskiej energetyki wiatrowej weszły na zaawansowany poziom. Pod koniec lipca PKN Orlen złożył raport środowiskowy dotyczący morskiej farmy wiatrowej na Bałtyku. Poprzedziło to 17 miesięcy kompleksowych badań. Zakończenie tego etapu otwiera drogę do pozyskania pozwolenia na budowę oraz umożliwia uszczegółowienie harmonogramu i warunków technicznych inwestycji. W połowie września płocki koncern zdecydował, że wstępny projekt techniczny i budowlany morskiej farmy wiatrowej wykona jedna z najbardziej doświadczonych firm z tego obszaru – Offshore Design Engineering z Wielkiej Brytanii.

Energetyczny gamechanger

Planowana inwestycja Orlenu nie będzie jedyną na polskiej części Bałtyku. Do budowy farm wiatrowych przymierzają się również Polenergia (razem z Equinorem) i Polska Grupa Energetyczna. Kilka firm planuje mniejsze przedsięwzięcia. W sumie wiatr z morza może nam zapewnić – w zależności od tego, czy wszystkie rozważane dziś projekty zostaną zrealizowane – od 8 do 12 GW mocy. Sama farma Orlenu według przyznanej koncesji to maksymalnie 1,2 GW, podczas gdy cała moc wszystkich elektrowni w Polsce wynosi obecnie 46,8 GW. Mówimy zatem o znaczącym składniku miksu energetycznego. To istotne, bo w najbliższych kilkunastu latach będą z systemu wypadały kolejne najstarsze bloki węglowe. Według różnych szacunków, morska energetyka wiatrowa może zapewnić 20–30 proc. zapotrzebowania na energię w Polsce.

– Na polskim Bałtyku powstanie bardzo dużo morskich farm wiatrowych. Zgodnie z rządowymi dokumentami strategicznymi mówimy o ponad 10 GW mocy. To oznacza ok. tysiąca wiatraków. Koszt tego projektu to ok. 120 mld zł. To oznacza duże korzyści nie tylko dla polskiej energetyki, ale i całej gospodarki. Chcemy, aby polskie firmy były jak najmocniej zaangażowane w te projekty – mówił w sierpniu wiceminister aktywów państwowych Zbigniew Gryglas. – Te 10 GW mocy to tak naprawdę dopiero początek. My myślimy o znacznie ambitniejszych planach w przyszłości. Warunki do takich inwestycji są doskonałe. Są określane jako lepsze niż na Morzu Północnym. A Morze Północne to centrum światowego rozwoju morskiej energetyki wiatrowej. Wierzę, że za kilka lat to będzie Bałtyk – dodał.

Reklama

Ten segment energetyki może być zatem decydujący dla przyszłości energetyki w Polsce. Ogólnoświatowy, ale silny zwłaszcza w Unii Europejskiej trend odchodzenia od energetyki opartej na paliwach kopalnych stawia przed Polską bardzo poważne wyzwanie. Polska energetyka za sprawą zaszłości historycznych, ale i warunków naturalnych oparta jest w większości na węglu, którego złoża są u nas bardzo bogate. Branża musi przejść zatem znacznie głębszą transformację niż w innych krajach europejskich.

Ten proces już się zaczął – stąd np. decyzja PKN Orlen o kontynuacji budowy bloku energetycznego w Ostrołęce, ale nie opalanego węglem, jak pierwotnie zakładano, ale gazem. Także PGE planując nowe bloki w elektrowni Dolna Odra stawia właśnie na błękitne paliwo. Jest ono znacznie mniej emisyjne.

Potrzeba zatem intensywnego rozwoju odnawialnych źródeł energii. Uznawany za paliwo przyszłości wodór nie ma jeszcze zastosowania na szeroką komercyjną skalę (chociaż trwają intensywne badania nad zwiększeniem jego efektywności i opłacalności), ale jasno określony kierunek UE i ogłoszona strategia wodorowa z pewnością przyspieszy rozwój tego obszaru.

Motorem zmian w polskiej energetyce mogą być słońce i wiatr. Ostatnie kilkanaście miesięcy to eksplozja prosumenckiej fotowoltaiki, za sprawą programu „Mój prąd”. Był on impulsem do rozwoju tego segmentu i to za jego sprawą 1 września moc całej zainstalowanej fotowoltaiki (prosumenckiej, jak w i zawodowej) przekroczyła 2,5 GW. To znakomity wynik, ale zwróćmy uwagę, że to suma osiągnięć z wielu lat (z oczywistym przyspieszeniem w ostatnim roku), ale wciąż kilkakrotnie mniejszy niż spodziewana moc morskich farm wiatrowych.

Dlaczego Bałtyk?

Morskie farmy wiatrowe są obecnie najefektywniejszym segmentem OZE. Polska nie należy do zbyt słonecznych krajów. Są oczywiście warunki dla fotowoltaiki, ale nie będzie ona tak efektywna jak w krajach Południa. Regulacje (obecnie trwają prace nad liberalizacją przepisów) zahamowały rozwój lądowej energetyki wiatrowej. Zresztą lądowe wiatraki – czy to ze względu na warunki środowiskowe, czy pogodę – nigdy nie będą tak efektywne jak morskie. Po pierwsze, dlatego, że – ujmując rzecz najprościej – na morzu wiatr wieje częściej niż na lądzie – nawet przez 90 proc. roku. Co więcej, farmy wiatrowe na morzu mogą mieć znacznie większą powierzchnię niż na lądzie. Stąd naprawdę potężne moce projektowanych farm. Przypomnijmy – w przypadku planowanej inwestycji PKN Orlen może to być nawet 1,2 GW. Tylko ta jedna farma może dać prawie połowę mocy całej zainstalowanej obecnie fotowoltaiki.

Przypomnijmy też, dla porównania, największe ostatnie inwestycje w energetyce konwencjonalnej. Blok w Elektrowni Jaworzno, gdzie trwają prace wykończeniowe, ma moc 910 MW. Oddany niedawno blok w Elektrowni Kozienice to 10 75 MW.

Koło zamachowe gospodarki

Rozwój morskiej energetyki wiatrowej może być nie tylko jednym z głównych czynników transformacji polskiego sektora elektroenergetycznego, ale i ważnym impulsem do rozwoju gospodarki. Nie tylko z powodu tańszej energii (wraz z rosnącymi kosztami uprawnień do emisji dwutlenku węgla energia z OZE będzie z roku na rok coraz tańsza w porównaniu do tej ze źródeł węglowych), ale także dlatego, że może dać potężny impuls do rozwoju perspektywicznej branży. Z szacunków Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej wynika, że już budowa 6 GW na Bałtyku stworzy 77 tys. miejsc pracy, wygeneruje ok. 60 mld zł wartości dodanej do PKB i 15 mld zł wpływów z tytułu podatków CIT i VAT.

Według raportu PSEW z maja 2019 r., przedsiębiorstwa działające w Polsce mogą dostarczyć do 50 proc. komponentów potrzebnych do zbudowania morskich farm wiatrowych. Obecnie większość tych podmiotów jest nastawiona na eksport, natomiast skala ich działalności mogłaby być zdecydowanie większa, gdyby otworzył się dla nich rynek krajowy.

– Do budowy turbin o mocy 6 GW potrzeba miliona ton stali. W Polsce działa już wiele firm, które będą w stanie sporządzić odpowiednie projekty, wykonać badania na morzu, jak również dostarczyć i zainstalować wiele części i komponentów. Do realizacji inwestycji w morską farmę wiatrową niezbędne są też inne elementy, takie jak tereny inwestycyjne pod zakłady przemysłowe, transport morski i śródlądowy, baza hotelowa i usługowa, szkolenia itp. Morskie farmy wiatrowe to także cała flota specjalistycznych jednostek morskich: statków do budowy (HLJV), kablowców (CLV), jednostek pomocniczych (OSV). Polskie biura projektowe mają już doświadczenie w ich projektowaniu, a polskie stocznie – w ich budowie. Program rozwoju morskich farm wiatrowych będzie więc silnym impulsem dla branży stoczniowej – czytamy w raporcie PSEW.

Przygotowania w toku

Trwają intensywne prace przygotowawcze nie tylko w firmach, które planują budowę farm. Rząd pracuje nad regulacjami. Projekt ustawy o promowaniu wytwarzania energii elektrycznej w morskich farmach wiatrowych w połowie września trafił na Stały Komitet Rady Ministrów. Według zapowiedzi, w październiku znajdzie się w Sejmie, a intencją rządu jest, by zapisy ustawy weszły w życie jeszcze w tym roku.

Szykowana ustawa o offshore ma umożliwić inwestorom w morskiej energetyce wiatrowej ruszenie do przodu z budową farm na Morzu Bałtyckim. Pozwolenia na lokalizacyjne dla farm offshore wydano już osiem lat temu, ale bez określenia zasad budowy i systemu wsparcia firmy nie ruszą z pracami. Zaprezentowany projekt ustawy określa obowiązki wytwórcy, zasady budowy, eksploatacji i likwidacji farm offshore, mechanizmy wsparcia produkcji energii oraz zasady opodatkowania morskich siłowni.

Aby morskie farmy wiatrowe miały sens, energię tam wytwarzaną trzeba dostarczyć do krajowego systemu. Ze względu na potężne zainstalowane tam moce potrzeba sporych inwestycji w sieci. Polskie Sieci Energetyczne już nad tym pracują. Trwa budowa dwutorowej linii 400 kV Gdańsk Przyjaźń – Żydowo Kierzkowo, która przebiega przez teren 11 gmin, oraz dwutorowej linii 400 kV Żydowo Kierzkowo – Słupsk, której trasa przebiega przez cztery gminy woj. pomorskiego i zachodniopomorskiego. Łączna długość obu linii wyniesie ok. 190 km. Projekt obejmuje również budowę dwóch stacji elektroenergetycznych. Całkowity koszt przekracza 1 mld zł. Realizacja projektu ruszyła w 2013 r. i zgodnie z harmonogramem ma się zakończyć jeszcze w tym roku.

Najbliższe miesiące mogą być początkiem kolejnej rewolucji w polskiej energetyce i polskiej gospodarce. Będzie się działo. Byle tylko dobrze wiało.

ADS

Partner

ikona lupy />
Materiały prasowe