Według środowej informacji GUS, średnia cena sprzedaży drewna w pierwszych trzech kwartałach tego roku obliczona według średniej ceny drewna uzyskanej przez nadleśnictwa wyniosła 212,26 zł za metr sześc. wobec 196,84 zł za metr sześc. w analogicznym okresie poprzedniego roku.
W ocenie Kamila Mikołajczyka z banku Santander utrzymujący się trend wzrostu cen drewna na polskim rynku to przede wszystkim efekt połączenia spadku podaży drewna z Lasów Państwowych ze wzrostem popytu ze strony sektora budowlanego i innych istotnych sektorów przetwarzających na dużą skalę drewno, jak np. branża meblarska. Co więcej - wskazuje ekspert - ogólnoświatowy wzrost popytu na drewno (jako efekt dynamicznego odrabiania strat spowodowanych pandemią COVID) powoduje, że drewna brakuje też na sąsiadujących rynkach, nie ma więc jak zbilansować rynku lokalnego.
Podobnie, rosnące ceny materiałów budowlanych na polskim rynku to - zdaniem ekonomisty - efekt bardzo dobrej koniunktury na rynku budownictwa mieszkaniowego utrzymującej się już od kilku lat.
"Jest mnóstwo mieszkań do wykończenia, a popyt z każdym rokiem bije rekordy. Trzeba natomiast zaznaczyć, że wzrost cen do pandemii i obecnie to dwa różne światy. O ile wcześniej (przed pandemią) ceny materiałów budowlanych rosły niewiele, ale w stabilnym tempie, to bardzo duży wzrost zainteresowania remontami i kupnem/budową własnego domu (obecnie) spowodowały bardzo dynamiczny wzrost popytu w stosunkowo krótkim czasie. Do tego trzeba dołożyć gwałtowny wzrost cen energii, która jest istotnym składnikiem kosztowym w produkcji wielu materiałów budowlanych" - wskazał dyrektor ds. sektora produkcji przemysłowej w banku Santander.
Według Mikołajczyka istotne znaczenie w bieżącym roku mają również trendy na rynkach surowcowych, tj. bardzo gwałtowny wzrost cen metali, tworzyw sztucznych od końca ubiegłego roku do maja bieżącego roku. "Od tego czasu obserwujemy stopniową stabilizację lub trend spadkowy w niektórych kategoriach, ale wciąż są to istotnie wyższe poziomy w ujęciu rok do roku" - podkreślił. Dodał, iż podobną sytuację co do drożenia materiałów obserwujemy na większości rynków Europy Środkowo-Wschodniej.
W ocenie ekonomisty Santandera na wzrost cen nadal wpływ ma także pandemia COVID. "Przynajmniej na jakiś czas pandemia zmieniła stosunek do mieszkania – w momencie upowszechnienia pracy zdalnej, zdalnego nauczania w szkołach, czy nie mogąc wykluczyć kolejnych lockdownów w przyszłości, konsumenci zaczęli przywiązywać znacznie większą wagę do warunków mieszkaniowych, przestrzeni, terenów zielonych, ale też wyposażenia, czego efekt widzimy m.in. w boomie na sprzęt AGD" - zauważył.
Zdaniem eksperta trend wzrostu cen będzie prawdopodobnie kontynuowany w 2022 r., chociaż zapewne nie z takim natężeniem, jakie obserwowaliśmy w pierwszej połowie tego roku. "Trendy, które to uruchomiły (inflacja kosztów, istotny wzrost popytu i zainteresowania lepszym lokum) pozostaną w przyszłym roku aktualne, być może obecna podwyżka stóp procentowych lub cały cykl podwyżek nieco schłodzą popyt inwestycyjny w sektorze nieruchomości, co powinno osłabić dynamikę cen, chociaż po stronie kosztów można spodziewać się wciąż wysokich cen energii elektrycznej" - ocenił.
Według Mikołajczyka drożejące materiały budowlane nie wpłyną jednak na zahamowanie boomu na rynku budowlanym w Polsce. "Średni koszt budowy budynków mieszkalnych w Polsce jest w trendzie wzrostowym w zasadzie nieustannie od pięciu lat, przy czym bardzo przyspieszył on w bieżącym roku. Dlatego trudno mówić o tym, żeby wzrost cen miał istotnie wyhamować rynek. Być może część inwestorów indywidualnych podejmie decyzję o przełożeniu inwestycji, natomiast biorąc pod uwagę silny popyt, wciąż duże pole do rozbudowy parku mieszkaniowego w Polsce i prognozy wysokiej inflacji również w przyszłym roku, to nie spodziewamy się, żeby miało to zahamować obecny boom. Prawdopodobnie dynamika wzrostu rynku mieszkaniowego nieco spowolni, ale raczej utrzyma się na plusie" - ocenił.