Posiadała ona w swoich aktywach nieruchomość w samym centrum Warszawy, która w księgach była wyceniana po cenie nabycia przeszacowanej oficjalnymi wskaźnikami inflacji, ale nie po cenie rynkowej. W 1994 r. sprzedała ją, za dzisiejsze 100 mln zł, swojemu ówczesnemu akcjonariuszowi, Bankowi Inicjatyw Gospodarczych (dziś Bank Millennium). Ogromne zyski były paliwem napędzającym hiperboliczny wzrost cen w czasie wielkiej hossy z przełomu lat 1993 i 1994. To zaś pozwoliło na emisję akcji w trybie prawa poboru na początku 1994 r. Za środki uzyskane z emisji spółka odkupiła swój biurowiec. Ale to już była inwestycja, a inwestycje w nieruchomości należy amortyzować przez kilkadziesiąt lat.

Ówczesne zasady rachunkowości nakazywały stosowanie ostrożnej wyceny. Gdyby spółka zdecydowała się na przeszacowanie wartości biurowca w swoich księgach, musiałaby zrobić to, zwiększając kapitał własny o pozycję wynik z aktualizacji wyceny. I inwestorzy nie zobaczyliby swojego upragnionego zysku. Dziś zastosowano by MSR 40 Nieruchomości Inwestycyjne, w polityce rachunkowości określono by, że biurowiec jest nieruchomością inwestycyjną właśnie i zmiana jej wartości byłaby zyskiem ze zmiany wartości godziwej rozliczanej przez wynik finansowy. Tak teraz robią wszyscy deweloperzy – i nikogo to nie dziwi.

Finansowanie, czyli transakcja sprzedaży i odkupu nieruchomości, dziś zostałaby nazwana leasingiem zwrotnym. I również nikogo by nie zdziwiła. A emisja akcji z prawem poboru jest stałym elementem giełdy. Szczególnie w czasie hossy.

Sam biurowiec, niemy bohater tej historii, został właśnie wyburzony. Już od dawna nie było go widać, ponieważ przysłaniały go wielkie reklamy, nie wiem, czy nie największe w Polsce. I jedynym trwałym śladem po wielkim Universalu zostały... prezerwatywy z Unimilu. A to w dzisiejszych czasach można uznać za chichot historii.
Kolejną spółką, która zdecydowała się na bardzo podobną operację, był Opitimus. Roman Kluska, ówczesny jej prezes, obiecał inwestorom, że osiągnie zaplanowany zysk. Rok się kończył, a zysku nie było. I zastosowano podejście kreatywne, wirtuozerskie wręcz, bo wymagające żonglerki aktywami. Ostatniego dnia 1997 r. Opitmus Holding, podmiot zależny od Optimusa, podniósł kapitał zakładowy w swojej spółce zależnej Optimus RE, opłacając go gotówką. Za pozyskane środki dokładnie tego samego dnia Optimus RE (spółka wnuczka) odkupił od Optimusa nieruchomość. Mechanizm podobny, ale znacznie bardziej kreatywny. I zapewne z tego powodu podobną operację przeprowadzono pod koniec 1999 r. Bo obiecano zyski.

Reklama

Przy okazji. Optimus, ale także JTT oraz wiele innych firm przez wiele lat procesowało się o zwrot VAT. Przepisy zwalniały z tego podatku sprzedawany do szkół importowany sprzęt komputerowy. Dlatego aby w przetargu ogłoszonym w 1998 r. przez Ministerstwo Edukacji móc konkurować cenowo, Optimus wysyłał produkowany przez siebie sprzęt na Słowację i już stamtąd dostarczała go do naszych polskich szkół obca słowacka firma. Podobnie zrobili inni. Urząd kontroli skarbowej uznał, że firma oszukiwała fiskusa. Dalszą część historii już znamy. Roman Kluska jest obecnie symbolem przedsiębiorcy, którego próbował zniszczyć fiskus. Nagrody, ciała doradcze, odznaczenia. Ale stosując dzisiejszą retorykę, można go uznać za prekursora... karuzeli VAT. I wycenić to na 25 lat.

Wróćmy do kreatywnej księgowości, innej niż kręcenie podatkiem od wartości dodanej. Sądziłem, że opisane działania są już przeszłością, bo zostały zalegalizowane przez Międzynarodowe Standardy Rachunkowości. A z prezentacji, które przygotowuję do wykładów dotyczących kreatywnej księgowości, usunąłem już nawet odpowiednie slajdy.

Okazało się, że za wcześnie. Działania sprzed 20 lat mają teraz kontynuatorów. Na początku marca bieżącego roku firma Presto wydała komunikat zatytułowany „Podwyższenie kapitału zakładowego w spółkach zależnych w celu rozwinięcia nowej linii produktów”. W dwóch spółkach, Presto Lab oraz Presto Technologie, podwyższono kapitał. W każdej o 3 mln zł, w każdej gotówką.

Na co przeznaczyły one te 6 mln zł? Już dzień później nabyły prawa autorskie do znaku towarowego Presto Hypocaust. Cena? Oczywiście 6 mln zł, po 3 mln zł na spółkę. Tu mógłbym zakończyć ten felieton, ale powinniśmy jeszcze się zastanowić, jaki był sens tych działań. Jest on zwykle taki sam – wykazanie zysku w spółce matce. W raporcie za IV kwartał 2016 r. znalazło się stwierdzenie: „Załamanie koniunktury w branży budowlanej spowodowało, że nie udało się w roku 2016 wypracować zysku, który był założony w prognozie”. Ta prognoza dotyczy zysków jednostkowych do 2019 r., problem zysku w roku 2017 został rozwiązany. A w kolejnych latach? Zawsze można odstąpić od konsolidacji.