Kryteria zdrowotne przy zamówieniach publicznych to pomysł Ministerstwa Zdrowia na walkę z niezdrowym odżywianiem. – W MZ mocno ograniczyliśmy zakupy słodyczy i będziemy chcieli przekonać do tego wszystkie urzędy. We wszystkich zmianach należy zaczynać od siebie i rząd powinien szczególnie zwracać na to uwagę – mówi DGP wiceminister Janusz Cieszyński.
Ma to się wpisywać w szerszą politykę przeciwdziałania otyłości. Resort przygląda się jednocześnie, jak w sąsiednich państwach funkcjonuje podatek od cukru i inne tego rodzaju rozwiązania, bo coraz więcej środowisk domaga się, by wprowadzać je w Polsce. W ostatnich dniach zaapelował o to główny inspektor sanitarny Jarosław Pinkas.
Reklama

Podatek? Jeszcze nie teraz

Do podatku od cukru – a nawet szerzej – od niezdrowej żywności resort zdrowia nie jest na razie przekonany. – Przyglądamy się różnym rozwiązaniom, bo niewątpliwe wzrost spożycia cukru prowadzi do negatywnych efektów zdrowotnych. Zaproponujemy rozwiązania, które najbardziej przyczynią się do poprawy stanu zdrowia społeczeństwa. Czy podatek to najlepszy sposób? Takiego przekonania jeszcze nie mamy – podkreśla wiceminister Cieszyński.
Skłania się natomiast ku temu GIS, który w swoim zeszłotygodniowym stanowisku zaapelował o podjęcie dyskusji na temat wprowadzenia przepisów prawnych ograniczających spożycie cukru. – Można osiągnąć ten cel wprowadzając np. podatek od cukru, tak aby jego struktura zachęcała do zmiany receptur przez producentów żywności. Ponadto pozyskane za pomocą takiego podatku środki pozwoliłyby na stworzenie nowego źródła budżetowego dla finansowania publicznego systemu ochrony zdrowia, a w szczególności takich jego elementów jak promocja zdrowia i profilaktyka – przekonuje Jarosław Pinkas.
Jak dodaje, w latach 2011–2019 sześć państw UE – Estonia, Irlandia, Wielka Brytania, Węgry, Dania, Francja – przyjęło przepisy wprowadzające dodatkowe opodatkowanie dla produktów zawierających cukier. Niektóre przewidują także opodatkowanie innych produktów ze względu na wysoką zawartość tłuszczu, soli czy kofeiny (np. Węgry).
Eksperci nie są jednak zgodni, jeśli chodzi o ocenę skuteczności takiego rozwiązania. Pierwotnie fiskus odnosił w tej wojnie porażki. Kraje, które się na to zdecydowały, zarobiły na tych podatkach, ale kwoty te w skali wpływów do budżetu były nieproporcjonalnie małe. W 2014 r. na zlecenie Komisji Europejskiej przygotowano raport, w którym stwierdzono, że podatki od niezdrowego jedzenia skłaniają jednak ludzi do kupowania tańszych i zdrowych produktów.

Zacząć od siebie

Polski rząd rozważa też inne mechanizmy. – Mamy w systemie zamówień publicznych wiele ofert, które dotyczą produktów spożywczych. W mojej ocenie nie ma powodów, żeby nie uwzględniać kryteriów zdrowotnych, wybierając to, co zostanie kupione za publiczne pieniądze – przekonuje Janusz Cieszyński. I dodaje, że choć są sytuacje, gdy formuła spotkania wymaga, by postawić na stole jakieś przekąski, to przecież nie muszą to być paluszki czy ciastka, mogą być za to warzywa i owoce. – Myślę, że byłoby to z korzyścią i dla zdrowia uczestników takich spotkań, i dla tych, którzy te produkty dostarczają, czyli polskich rolników – podkreśla.
Czy to dobry pomysł? – Gdyby nieśmiertelne ciasteczka i kawa miały odejść do lamusa, mogłabym tylko przyklasnąć. To właściwy kierunek, by zastępować je warzywami i owocami. Ale czy można to administracyjnie wymóc? Nie jestem pewna – przyznaje Jolanta Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego, były członek Rady Służby Cywilnej. Jej zdaniem jak zawsze w takich sytuacjach diabeł tkwi w szczegółach, np. kto będzie określał, co jest zdrowe, a co nie?
Przede wszystkim jednak, jak podkreśla ekspertka, z takim rozwiązaniem powinna wziązać się akcja informacyjna, która wyjaśniłaby społeczeństwu, po co administracja podejmuje taki krok. – Sam fakt zamówień zdrowej żywności jest chwalebny, ale jeśli nie pójdzie za tym długotrwała i powtarzająca się kampania społeczna, to ludzie za chwilę zapomną, po co taki mechanizm został wprowadzony – ocenia Jolanta Itrich-Drabarek.
Zdaniem prof. Tomasza Rostkowskiego z Zakładu Zarządzania Kapitałem Ludzkim Szkoły Głównej Handlowej, cel przyświecający ministerstwu jest nawet słuszny, ale niekoniecznie właściwa jest metoda.
– To jest droga na skróty. Jeśli już myślimy o takich działaniach, to powinien być to element kreowaniu obrazu administracji i pracującego w niej urzędnika. Ten wizerunek można budować m.in. przy pomocy diety czy standardu organizazji spotkań, ale niekoniecznie przez wymuszanie, choć taki sposób będzie pewnie skuteczny – ocenia.
I dodaje, że są urzędy, które takie rozwiązania wprowadzają same z siebie. – Mógłbym wymienić co najmniej pięć miejsc, gdzie tylko w tym tygodniu zostałem poczęstowany marchewką czy orzeszkami, np. stołeczny ratusz – podkreśla.