Zdawało się, że chamstwo, a może raczej szaleństwo posła Konfederacji Grzegorza Brauna wstrzyma nieuchronny bieg zdarzeń. Atak nieobliczalnego polityka na świecznik palący się w Sejmie z okazji żydowskiej Chanuki nie tylko wzburzył posłów, ale i skierował na chwilę na inny tor międzypartyjną wojnę. PiS przesadnie oskarżał nowe prezydium Sejmu, że to ono dopuściło do incydentu z gaśnicą; eksplodował przy okazji żal o jednostronny skład tego ciała, bez Zjednoczonej Prawicy. Z kolei koalicja przedstawiała wniosek PiS o przełożenie pytań do nowego premiera na następny dzień jako dywersję, zamiar zburzenia porządku powoływania rządu. To dobry przyczynek do opisania atmosfery, jaka panuje w tym parlamencie.

Nic nie zostało ostatecznie wstrzymane. Można się teraz zastanawiać, komu bardziej zaszkodził wybryk Brauna. Doraźnie zakłócił Donaldowi Tuskowi jeden z ważniejszych dni w jego życiu. Ale długofalowo Braun zaszkodził prawicy. Nie tylko Konfederacji, która popadnie teraz w większą izolację. Także PiS, choć przez dwa dni obrad to właśnie Braun atakował formację Jarosława Kaczyńskiego mocniej niż nową koalicję, np. Morawieckiego nazwał „zbrodniarzem” w związku z pandemiczną polityką. Pojawią się (a pewnie już się pojawiły) głosy, że to PiS wykreował atmosferę, dzięki której Braun mógł się dostać do Sejmu; że to partia Kaczyńskiego jest twórcą obecnej w Polsce „ksenofobii”. Zachodnie media już okrzyknęły premiera Tuska w tym kontekście zbawcą. Skądinąd Braun zaszkodził reputacji całej Polski.

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.