I tu pojawia się problem. Ten sam, który miewa niemal każdy uczestnik tradycyjnego polskiego wesela. Dochodzi druga w nocy, człowiek swoje już zjadł i wypił, a tu serwowane są smakowite flaki. I co ma teraz zrobić zmęczony człowiek: zjeść czy odmówić? Autorem tego gorącego dania jest Adam Leszczyński, znany choćby z głośniej „Ludowej historii...”. Ceniony – nawet przez ideowych przeciwników – za znajomość tematu, dobry styl i mocny warsztat. Pomijając już fakt, że człowiek to miły i publicysta – jak na lewicowego liberała – nietypowo mało wzmożony. Cóż więc zrobić? Czytać? Czy sobie darować, bo czuje się przesyt?
Gdyby książki traktujące o pańszczyźnie były jadalne, to można by było – i to zupełnie spokojnie – powiedzieć, że zapanowała u nas moda na obżarstwo. Na pierwsze danie „Ludowa historia Polski” Adama Leszczyńskiego, na drugie „Chamstwo” Kacpra Pobłockiego, na trzecie „Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa” Kamila Janickiego, na czwarte „Bękarty pańszczyzny” Michała Rauszera, na piąte... Gdyby ktoś jeszcze jakimś cudem był po tej uczcie nadal głodny, to właśnie na stół wjeżdżają „Obrońcy pańszczyzny”.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama