Z Marcinem Wiąckiem rozmawia Magdalena Rigamonti
Wiem, że pan płakał.
Płakałem? Byłem głęboko poruszony.
Bo?
Reklama
Nigdy nie miałem z czymś takim do czynienia. Nigdy nie byłem w tak bezpośrednim kontakcie... W lesie zobaczyłem ludzi szukających lepszego życia, wyziębionych, głodnych, chorych. Dzieci zobaczyłem. To moje pierwsze takie doświadczenie.
Bo pan prawami człowieka zajmował się w teorii.
I dlatego doszedłem do wniosku, że jako rzecznik praw obywatelskich muszę tam pojechać, zobaczyć, co się dzieje z uchodźcami przy polsko-białoruskiej granicy. To bardzo silnie wpływa na emocje człowieka, który wcześniej zajmował się tym - jak pani zauważyła - tylko w teorii.
Nie wystarczy płakać.
Zgadza się.
Pan jest RPO.
I podejmuję działania, które mieszczą się w moich kompetencjach. Staram się robić wszystko, żeby doszło do wyeliminowania kryzysu humanitarnego, z jakim mamy do czynienia.
Pan mówi o sobie, że jest stronniczy, ponieważ staje zawsze po stronie prawa.
To prawda.
Ale kiedy prawo wprowadzone w Polsce łamie prawa człowieka, to po której pan jest stronie?
To jest sytuacja, kiedy prawo niższego rzędu narusza prawo wyższego rzędu. A prawa człowieka to są prawa wyższego rzędu. Jeżeli ustawy czy rozporządzenia naruszają konstytucję czy konwencje międzynarodowe, to ja stoję na straży tego, by była zgodność między tymi aktami.
W myśl nowego przepisu komendant Straży Granicznej będzie decydował o tym, którzy dziennikarze mogą przebywać na terenie przygranicznym.
Przekazałem swoją opinię do Senatu dotyczącą tej ustawy. Wskazałem, że dziennikarze powinni mieć szerszy dostęp do terenu objętego stanem wyjątkowym, niezależnie od uznania komendanta Straży Granicznej. Druga sprawa jest taka, że jeśli już wprowadzamy mechanizm przepustek, to powinna istnieć efektywna kontrola sądowa. Taka, jak np. w przypadku zgromadzeń. Kiedy wprowadza się zakaz odbywania zgromadzeń, to w ciągu kilku dni, dzięki przyspieszonemu postępowaniu sądowemu, w dwóch instancjach można zweryfikować zasadność tego zakazu. Podobne rozwiązanie obowiązuje w czasie kampanii wyborczej. Postulowałem, by wprowadzić taką szybką ścieżkę sądową dla dziennikarzy.
Niech zgadnę...
Zgadła pani, Senat nie zgłosił takiej poprawki. Zrobiłem, co do mnie należy, wystąpiłem z wnioskami, a to, co się dzieje później, to już jest polityka. A ja nie jestem politykiem.
Obywatelem pan jest. Ja też jestem obywatelką. I mamy prawo wiedzieć, co się dzieje w rejonie przygranicznym.
Kiedy został wprowadzony stan wyjątkowy, przedstawiłem stanowisko w tej sprawie: dziennikarze powinni mieć, być może przez system akredytacji, możliwość wejścia na teren, który jest objęty stanem wyjątkowym. Mój pogląd w tej kwestii się nie zmienił.
Prawo dostępu do informacji jest ograniczane.
To prawda. W mojej opinii dochodzi tu do naruszenia tego prawa.
A prawo dostępu do informacji to prawo człowieka.
Zobaczymy, jak to będzie funkcjonować w praktyce. Uważam jednak, że jeżeli w dzisiejszym stanie prawnym dziennikarz spotka się z odmową przyznania przepustki na wejście w rejon przygraniczny, to przysługuje mu skarga do sądu administracyjnego. Postulowałem, by ta skarga była szybciej rozpoznawana przez sądy.
Teraz pan postuluje, potem będzie pan wyrażał zaniepokojenie, później głębokie zaniepokojenie...
Proszę zrozumieć, mogę działać tylko w ramach swoich kompetencji.
„Wysiadać z samochodu, w tej chwili, kurwa” - to polscy żołnierze do dziennikarzy, do Macieja Nabrdalika i Macieja Moskwy w strefie przygranicznej. Potem zakuwanie w kajdanki, próba niszczenia zdjęć.
Wystąpiłem niemal natychmiast o wyjaśnienia w tej sprawie.
I co, nie przyszły?
Odpowiedź jeszcze nie przyszła.
Już pan czuje, że pana ignorują?
Nie podzielam takiego odczucia. Jestem rzecznikiem dopiero od paru miesięcy i oczywiście zauważam to, że mam z niektórymi politykami - zarówno reprezentującymi większość parlamentarną, jak i opozycję - rozbieżne poglądy prawne w wielu kwestiach. Ale to nie wyklucza rozmowy, współdziałania w sprawach ważnych dla obywateli. Spotkałem się np. z komendantem podlaskiej Straży Granicznej. Zarówno ja, jak i pracownicy biura RPO, jesteśmy wpuszczani na teren objęty stanem wyjątkowym i - na tyle, na ile możemy - informujemy o tym opinię publiczną.
Panie rzeczniku, tam jest kryzys humanitarny, ludzie umierają z zimna, z głodu i Straż Graniczna na to pozwala. Przecież pan to widział na własne oczy.
Dostrzegam dramatyzm tej sytuacji. Muszę pani natomiast powiedzieć, że rozmawiałem z funkcjonariuszami SG i dostrzegłem w nich wiele empatii, ludzkich odruchów, dlatego sprzeciwiam się pojawiającym się czasami zbyt mocnym krytycznym słowom odnoszącym się do tych ludzi zbiorowo. Głosom uogólniającym karygodne incydenty, choć te również się zdarzają. Ale proszę mi wierzyć, obywatele w mundurach też mają poczucie człowieczeństwa, mają swoje rodziny. Często jest im pewnie trudno wykonywać niektóre rozkazy. Zdają sobie sprawę, że zostali nagle postawieni wobec bardzo trudnych wyborów. Jednak uważam, że w zdecydowanej większości wywiązują się ze swoich zadań wobec państwa, za co należy im się szacunek.