Polska notuje najniższą dzietność i starzeje się najszybciej w ponad tysiącletniej historii, ale proces ten przebiega dramatycznie nierównomiernie. Jest tak, ponieważ kilka regionów, a zwłaszcza ich metropolii, przyciąga tłumy młodych ludzi nie tylko z najbliższej okolicy, ale i z innych zakątków kraju oraz zagranicy. Można rzec, że zasysają Polskę. W latach wysokiego przyrostu naturalnego, kiedy nad Wisłą rodziło się po 600, a nawet 700 tys. dzieci rocznie, nie miało to tak ogromnego znaczenia, zwłaszcza że – mówiąc brutalnie - regiony o największym przyroście naturalnym, w tym gminy wiejskie na wschodzie kraju (tzw. Ściana Wschodnia zaliczana do Polski B), nie potrzebowały tylu ludzi i chętnie wypychały ich tam, gdzie była dla nich dobra szkoła, praca i w ogóle szansa na lepsze życie. Dziś jest inaczej, ponieważ cała Polska się wyludnia. Wysysający sprawiają, że wysysani wyludniają się szybciej.
Migracja i ekonomia: Im więcej młodych, tym lepszy rozwój i wyższe zarobki
W 2024 roku różnica między liczbą zgonów a liczbą urodzeń w Polsce wyniosła 157 tys., a w 2025 r. będzie z pewnością znacznie wyższa i może dobić nawet do 180 tys., zaś w kolejnym roku – jeśli trend obniżania współczynnika dzietności nie zostanie zahamowany - przekroczy 200 tys. Są to absolutnie rekordowe ubytki od chwili odzyskania niepodległości w 1918 r. – z wyjątkiem okresu II wojny światowej. Ale, jako się rzekło, nie są to ubytki równomierne.
Spójrzcie na najnowsze dane GUS dotyczące przyrostu naturalnego w pierwszych trzech kwartałach 2025:
- Średnia dla Polski – minus 4,9
- Małopolska – minus 2,5
- Pomorskie – minus 3,3
- Mazowieckie – minus 3,4
I na przeciwległym biegunie:
- Łódzkie – minus 7,3
- Świętokrzyskie – minus 6,9
- Śląskie – minus 6,9
Co równie istotne, Małopolska, Pomorskie i Mazowieckie z nawiązką rekompensują sobie ów naturalny ubytek dzięki napływowi ludzi z zewnątrz. A do województw o najniższym przyroście naturalnym prawie nikt nie chce przyjeżdżać. W efekcie takie Świętokrzyskie straciło w zaledwie 9 miesięcy blisko 1 procent swoich mieszkańców. Jeszcze szybciej traci młodych.
Ubytki ludności są uzupełniane migrantami spoza Polski – ale znowu dzieje się tak w dosłownie kilku miejscach. Ponad jedna piąta wszystkich pracujących nad Wisłą legalnie (zarejestrowanych w ZUS) cudzoziemców mieszka w stołecznym okręgu warszawskim, a po ok. 10 procent – na Dolnym i Górnym Śląsku, w Wielkopolsce, Małopolsce i w Pomorskiem. Świętokrzyskie przyciągnęło… 1 proc. cudzoziemców. Niewiele więcej (oficjalnie) – Podkarpackie, które leży przecież przy granicy z Ukrainą.
Wszystko daje efekt kuli śnieżnej. Z powodu exodusu ludzi młodych (zwłaszcza kobiet) w większości regionów Polski nie ma kto rodzić dzieci, co widać w statystykach dzietności i urodzeń (w wielu gminach w ciągu zaledwie pięciu lat liczba urodzeń spadła o jedną trzecią, a nawet o połowę). Lokalne społeczności błyskawicznie się starzeją, odsetek ludzi w wieku emerytalnym jest tam wyraźnie wyższy od średniej - często przekracza jedną trzecią, a bywa że 40 proc. Zdecydowanie mniej ludzi pracuje i prowadzi biznesy, co z kolei przekłada się na wyraźnie słabszy rozwój gospodarczy i niższe zarobki, a mniej ofert pracy i wyższe bezrobocie.
Sami zobaczcie przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw (dane GUS w złotych za 3 pierwsze kwartały 2025 r.):
- Mazowsze – 10 213
- Małopolska – 9 297
- Dolny Śląsk – 9 135
- Pomorskie – 9 978
…………………………..
- Świętokrzyskie – 7 612
- Podlaskie – 7 591
- Lubelskie – 7 568
- Podkarpackie – 7 564
- Warmińsko-Mazurskie – 7 310
Warszawę od granicy Warmii i Mazur dzieli niespełna 200 km – i prawie 3 tys. zł w średnich zarobkach. A trzeba pamiętać, że przeciętne wynagrodzenie w najbiedniejszych województwach mocno podbijają ich stolice – które też pełnią rolę lokalnych „odkurzaczy” zasysających ludzi młodych z regionalnych rubieży.
Migracja w Polsce: Dokąd i skąd jadą młodzi
Opisane tu zjawisko bada od lat prof. Piotr Szukalski, znany demograf z Uniwersytetu Łódzkiego. W jednej z ostatnich prac („Skąd i dokąd uciekają młodzi Polacy?”, Demografia i Gerontologia Społeczna – Biuletyn Informacyjny Nr 6/2025) porównuje on liczbę młodych ludzi w wieku 10-14 lat, którzy zamieszkiwali poszczególne powiaty i regiony Polski na koniec roku 2004 z liczbą osób w wieku 30-34 lat (czyli o 20 lat starszych), którzy zamieszkiwali te same tereny na koniec 2024 r., a więc dokładnie 20 lat później. Analiza tych danych pozwala sprawdzić, ile młodych osób stracił lub zyskał dany powiat w okresie owych dwóch dekad.
Profesor przyznaje, że takie porównanie ma wiele słabych punktów, ale generalnie „jednoznacznie wskazuje na atrakcyjność danego terenu w oczach osób młodych, umożliwiając całościową ocenę demograficznych skutków migracji”. Wyniki analiz są porażające. Po pierwsze - ze zdecydowanej większości powiatów w Polsce młodzi uciekali. Wzrost liczby młodych mieszkańców odnotowały jedynie 54 spośród wszystkich 314 powiatów ziemskich i 66 miast na prawach powiatu. W statystykach dominują te, z których uciekło od 10 do 30 proc. młodych, ale jest też 35 takich, w których ubytek ten dobił do 37 proc.
Absolutnymi rekordzistami o największej sile przyciągania w ostatnich 20 latach są stolice sześciu regionów:
- Warszawa odnotowała wzrost liczby młodych o 127,5 proc.
- Wrocław odnotował wzrost liczby młodych o 127,4 proc.
- Kraków odnotował wzrost liczby młodych o 126,6 proc.
- Gdańsk odnotował wzrost liczby młodych o 93,4 proc.
- Rzeszów odnotował wzrost liczby młodych o 93 proc.
- Poznań odnotował wzrost liczby młodych o 87,9 proc.
Dla porównania w Kielcach ów przyrost wyniósł przez 20 lat jedynie 3,9 proc., a w Toruniu, Olsztynie i Katowicach – około jednej czwartej.
Trzeba przy tym pamiętać, że jest ogromna różnica między Podkarpaciem a Pomorzem, których stolice zajmują w powyższym zestawieniu podobne miejsce. Pomorze generalnie przyciąga ludzi – poza Gdańskiem duże wzrosty populacji młodych odnotowały sąsiednie powiaty, natomiast na Podkarpaciu jedynym atrakcyjnym dla młodych miejscem jest Rzeszów. Cała reszta dramatycznie szybko młodych traci: w Przemysłu i Tarnobrzegu ubytek sięgnął jednej trzeciej, w powiecie lubaczowskim jest niewiele mniejszy. Jako całość najsilniej wysysane – głównie przez Kraków i Warszawę - są Świętokrzyskie oraz Lubelskie (choć sam Lublin trzyma się dobrze z przyrostem 34,4 proc.). Natomiast niechlubnymi rekordzistami Polski pod względem utraty ludzi młodych w ostatnim 20-leciu są powiaty:
- Hrubieszowski (lubelskie) – minus 37,9 proc.
- Bartoszycki (warmińsko-mazurskie) – minus 37 proc.
- Krasnostawski (lubelskie) – minus 36,1 proc.
Migracja do miast: Młode kobiety uciekają bardziej
Profesor Piotr Szukalski zwraca uwagę, że jeśli przyjrzeć się bliżej tym danym, to zdecydowanie największe zmiany zauważymy w populacji młodych Polek: to przede wszystkim one decydują się na opuszczenie miejsca urodzenia dla lepszej szkoły w bliższym lub dalszym mieście, a potem większość z nich idzie na studia – bardzo często w którymś z sześciu największych ośrodków akademickich. Młode kobiety w Polsce charakteryzuje też niższa skłonność do powrotu „na stare śmieci”. Mnóstwo z nich świetnie czuje się w dużych i wielkich miastach i podejmuje tam pracę po zakończeniu edukacji.
Prowadzi to nie tylko do stałego wzrostu liczby mieszkańców Warszawy, Krakowa i Trójmiasta oraz Wrocławia (w mniejszym stopniu Poznania), ale i do postępującej feminizacji tych miast. Już dziś (uwzględniwszy Ukrainki) przypada w nich ok. 120 kobiet na 100 mężczyzn. Z kolei dramatycznie spada odsetek młodych kobiet na terenach tradycjonalistycznych: w Małopolsce, która generalnie jest regionem silnie magnetycznym - dzięki Krakowowi i okolicznym gminom oraz powiatowi wielickiemu (wzrost populacji młodych o blisko 40 proc.!), szybko starzeją się i wyludniają takie powiaty, jak gorlicki czy olkuski, a także Nowy Sącz – byłe miasto wojewódzkie straciło w dwie dekady jedną piątą młodych. Na Mazowszu z powiatów: łosickiego, żuromińskiego i przysuskiego „wywiało” (głównie do Warszawy) jedną trzecią młodych, w tym blisko… połowę kobiet będących dziś w okolicach 30-tki.
Profesor Szukalski zauważa, że na wyludniających się terenach peryferyjnych młodzi mężczyźni mają do w swym otoczeniu coraz mniejszą liczbę potencjalnych partnerek, natomiast w największych miastach zdecydowana przewaga kobiet wśród osób około trzydziestoletnich (oraz narastająca luka edukacyjna między nimi a rówieśnikami) prowadzi do coraz większych problemów ze znalezieniem partnera. Efektem jest rekordowo mała liczba związków (także tych nieformalnych) i rekordowo mała liczba dzieci.
Mamy tu coś na kształt samonapędzającego się mechanizmu, ponieważ najbardziej zasilane młodymi tereny Polski, głównie wymienione metropolie, zdecydowanie szybciej rozwijają się gospodarczo i cywilizacyjnie. Oferują dzięki temu wyższe zarobki i generalnie lepsze warunki życia, przez co stają się jeszcze atrakcyjniejsze dla kolejnych grup młodych ludzi. To sprawia, że bogaci będą się raczej nadal bogacić, a biedni będą biednieć lub bogacić się o wiele wolniej i przy obecnych trendach skazani są na przyspieszone wyludnianie.