W wielu europejskich stolicach po zwycięstwie Donalda Trumpa zapanował niemały popłoch, gdyż urzędujący tam politycy pamiętają, jakie podejście do spraw obronności miał amerykański prezydent, gdy sprawował swój urząd po raz pierwszy. Efektem zmian za oceanem była nadzwyczajna rozmowa liderów dwóch największych europejskich państw.

Europa już się boi Trumpa. Nagła rozmowa przywódców

Macron i Scholz rozmawiali w środę po południu, zanim jeszcze świat obiegła wiadomość o rozpadzie rządzącej Niemcami koalicji. Konsultacje odbyli też ministrowie obrony Francji i Niemiec, a wszystko to w cieniu przewidywanej zmiany podejścia USA do ewentualnej obrony Europy przed agresją. Wszyscy bowiem spodziewają się, że amerykański prezydent, który przed laty naciskał na państwa europejskie, by te zaczęły wydawać na obronność przynajmniej 2 proc. PKB, teraz zamierza stawiać jeszcze większe żądania. W Europie obawiają się też, że od przyszłego roku USA zwrócą się bardziej w stroną Chin i Pacyfiku, pozostawiając państwa europejskie samym sobie.

I nie trzeba było długo czekać na efekt rozmów zachodnich polityków, a po ich zakończeniu prezydent Macron wezwał państwa europejskie do ściślejszej współpracy w dziedzinie obronności.

„Będziemy działać w tym nowym kontekście na rzecz bardziej zjednoczonej, silniejszej i bardziej suwerennej Europy. We współpracy z USA i w obronie naszych interesów i wartości” – napisał francuski prezydent.

Nieco więcej konkretów o tym, jak czytać te okrągłe słówka francuskiej głowy państwa, podał niemiecki minister obrony narodowej, Boris Pistorius, uchylając rąbka tajemnicy, jak Zachód widzi tę ściślejsza współpracę. Okazuje się, że tym razem dostrzegł Polskę, bo i dla naszego kraju znaleźć miałoby się miejsce w nowej europejskiej inicjatywie.

Zachód chce się zbroić i zaprasza Polskę

Pistorius zapowiedział, że najpóźniej w ciągu dwóch tygodni zorganizowane ma być spotkanie przedstawicieli 5 państw NATO, które tworzyć mają coś na wzór obronnego trzony Europy. Polityk, obok Niemiec i Francji, wymienił też Wielką Brytanię, Włochy oraz Polskę. W rumuńskich mediach, obserwujących te poczynania, inicjatywę tę już żartobliwie określono mianem europejskiego Pentagonu (ang. - pięciokąt).

- Niemcy i Francja wnoszą znaczący wkład w obronność jako największe gospodarki Unii Europejskiej, ale Polska ma także kluczową rolę do odegrania jako największy kraj NATO w Europie Wschodniej – powiedział Boris Pistorius.

Na razie co prawda nie padły żadne konkrety, na czym współpraca ta miałaby polegać, jednak jak twierdzi Politico, Europa będzie zmuszona zwiększyć swe wydatki na obronność i to nie tylko w dziedzinie wyposażenia w nowy sprzęt. Pomyśleć trzeba też o tym, o czym donosił raport Draghiego, alarmujący, iż europejskie zbrojenia i innowacje są chaotyczne, a każde państwo stara się działać samodzielnie. Jako przykład wskazano kwestię broni pancernej, bo gdy USA posiadają jeden model czołgu podstawowego, po europejskich poligonach jeździ aż 17 różnych pancernych bestii. A to powoduje, że jakiekolwiek zgranie się europejskich armii i wspólne zaopatrywanie jednostek stanowić może logistyczny koszmar.