Rok 2002. Na łódzkim osiedlu Jagiełły u zbiegu ulic Zgierskiej i Pojezierskiej stoi 11-piętrowy wieżowiec. W zaadaptowanej na nieduże mieszkanie suszarni na samej górze urzęduje Marcin „Cinass” Kowalski, który bawi się w małe studio nagraniowe. „Zabawa” to najlepsze określenie, bo mając do dyspozycji jedynie peceta Pentium III 800 MHz z kartą dźwiękową Sound Blaster Live, prosty efekt gitarowy Boss ME-30 oraz kolumny od wieży Technicsa, niewiele można było wskórać. Ale to właśnie tam powstała piosenka, która zapachniała młodzieżową rewolucją. U progu XXI w., kiedy społeczeństwo zaczynało się przyzwyczajać do dobrobytu.

Generacja nie(ciekawa)

„Butelki z benzyną i kamienie” były pierwszym utworem Cool Kids of Death – łódzkiej kapeli rockowej, która na co dzień wsłuchiwała się w muzykę The Smiths, New Order, Sonic Youth, a przede wszystkim Iggy’ego Popa i The Stooges. Wykonywała nawet kawałek ostatniej z tych kapel na pierwszych koncertach (ale pod zmienionym tytułem – „1999”, zamiast „1969”, bo to bardziej pasowało do kontekstu), jednak chwilę później cała energia poszła w wyartykułowanie buntu własnymi słowami. W refrenie powraca zdanie: „Mamy butelki z benzyną i kamienie wymierzone w Ciebie!” skierowane do establishmentu w różnych wydaniach.

– To był pierwszy tekst, jaki napisałem w życiu. CKOD dopiero się rozkręcało jako projekt trzech kolegów robiony na komputerze po szkole. Więc jakiś mainstream, w którym ktoś dla nas nie przewidział miejsca, był czystą abstrakcją. Nie chodziło o szarpanie się o cokolwiek, ten kawałek nie był pisany z pozycji roszczeniowych. Nie niósł żadnego pozytywnego planu, przesłania. Taki młodzieńczy wk..w w czystej postaci. Nie podobało mi się to, co leciało w telewizji, nie podobała mi się polska muzyka, nie podobała mi się perspektywa rysowania storyboardów w agencjach reklamowych. W ogóle byłem sceptycznie nastawiony do wszystkiego. Dlatego napisałem „Butelki”. Nie po to, żeby się tym tekstem gdzieś wepchnąć, ale żeby urzeczywistnić marzenie, jakim było granie w zespole. Żeby znajomi przyszli na koncert i żeby wszystkim szczęki opadły, jacy jesteśmy zajebiści – wspomina Krzysztof Ostrowski, wokalista CKOD, a także grafik i autor komiksów.

Reklama

Treść całego artykułu przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP.