Uwaga, kontrowersyjna teza: to nie przy ul. Nowogrodzkiej rezydują dziś najwięksi mordercy wolnych mediów. Owszem, zagrożeń ze strony władzy – w Warszawie, Waszyngtonie czy Budapeszcie albo Brasilii – nie można bagatelizować. Ale odruch, który każe dziennikarzom i redakcjom spodziewać się ciosu zawsze z tego samego kierunku – od polityków – nie pozwala dostrzec dużo poważniejszego niebezpieczeństwa. Rewolucja komunikacyjna ostatniej dekady uderzyła w sam fundament wolnych mediów: ich model biznesowy. To nie przebiegli politycy, lecz samozwańczy geniusze technologii i innowatorzy z Doliny Krzemowej strącili media z piedestału. Czasami obok rozwijania swoich podstawowych produktów – wyszukiwarek, platform i sklepów. A czasami z premedytacją uzależniając od siebie, na przemian głodząc finansowo lub obiecując złote góry, dając dziennikarzom narzędzia, o jakich marzyli, ale zarazem niszcząc instytucje i konwencje, dzięki którym dziennikarstwo w ogóle miało sens.

Staromodna mniejszość

Z pewnością spora część z państwa czytających ten tekst patrzy właśnie na papierową gazetę. Przez 70 powojennych lat w społeczeństwach Zachodu (a w szczególności po tym, gdy radykalnie spadły współczynniki analfabetyzmu) sięganie po prasę w celu uzyskania informacji i rozrywki było najnormalniejszą rzeczą na świecie. I względnie stałą, mimo że tak wiele się przez kolejne dekady zmieniło. Właściwie tyle samo ludzi sięgało w USA po codzienną gazetę, gdy skończyła się II wojna światowa, co w przeddzień zamachów z 11 września 2001 r. Dlatego tak trudno dziś dostrzec, że to, co robimy – piszemy i czytamy teksty prasowe – jest tak naprawdę bardzo retro. Prasa to fetysz nie tylko pewnej „oświeconej” mniejszości, która czyta, ale też najbardziej staromodnej i konserwatywnej mniejszości wewnątrz tej mniejszości.
Według badań Pew Research Center tylko 10 proc. Amerykanów przyznaje, że regularnie dowiaduje się o świecie z prasy. Sześciokrotnie większy odsetek korzysta w tym celu z ekranu – smartfona, tabletu czy komputera.
Reklama

Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym, weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej oraz w eDGP.