„Ogólnie spoko. Ale Ojciec nie wszystko jarzy” - napisał w krótkiej opinii do tej książki (blurbie) Jan Zybertowicz, maturzysta i syn profesora. Bardzo to - trzeba przyznać - zabawna opinia. I dopiero po jej przeczytaniu uświadomiłem sobie, dlaczego tak bardzo cenię Zybertowicza seniora. Należy on do tych intelektualistów, którzy pielęgnują w sobie tę - jakże rzadką cechę - pewnej dziecinnej ciekawości świata. Ta cecha bywa często interpretowana jako „dziecinność” i czyni Zybertowicza łatwym celem dla krytyków. Ilekroć bowiem pokusi się on o śmielszą tezę, zaraz spotyka go szydera. Tymczasem mnie się akurat to u Zybertowicza podoba. Powiem więcej - nie cierpię tych wszystkich akademików, którzy mówią zawsze dokładnie to, co trzeba. I jeszcze są przekonani o dobrym odegraniu roli „publicznego intelektualisty”. Tymczasem Zybertowicz jest publicznym intelektualistą. Czy się to komuś podoba, czy nie. A jest nim właśnie dlatego, że próbuje rozumieć różne rzeczy. Bo one go ciekawią. I nawet jeśli - jak zauważył jego syn - „nie wszystko jarzy”, to przynajmniej próbuje. Wychodzi ze swojej akademickiej wieży z kości słoniowej. Czego życzę wszystkim jego krytykom. Choć nie mam większych wątpliwości, że nigdy tego nie zrobią.