Producent stawia sprawę jasno: jak zmusicie nas do obniżki, to my wyjdziemy z refundacji. To może być blef albo początek negocjacji, ale może też być prawda. Tylko że minister zdrowia nie może ryzykować, że z dnia na dzień 100 tys. pacjentów straci dostęp do leku - mówi
ikona lupy />
Marcin Czech, podsekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia odpowiedzialny za politykę lekową od 2017 r. / DGP
To od pana decyzji– jako wiceministra zdrowia zajmującego się polityką lekową – zależy, po jakiej cenie i jakie terapie będą dostępne dla pacjentów. To duża odpowiedzialność. Sprzyja pan firmom farmaceutycznym?
Dbam o interesy pacjentów, a nie o korzyści firm. Decyzje refundacyjne zapadają w długim i transparentnym procesie.
Fakty zdawałyby się świadczyć o czymś innym. Od pana podpisu zależy, jaka firma znajdzie się na liście, które otrzymują finansowanie w całości lub części od państwa. Kilka miesięcy temu na taką listę trafiły leki po zaskakująco wysokich cenach. Zarabia na tym firma, która je produkuje, tracą budżet państwa i chorzy.
Reklama
To nieprawda. Oczywiście każdą decyzję refundacyjną można skomentować w ten sposób – bo skoro NFZ płaci za lek, to traci, czyli ponosi koszty, a zarabia producent, który ten lek sprzedaje. Ale mogą tak mówić tylko ludzie z małą wiedzą lub ze złą wolą.
To podam przykład. Aby przymusić firmy do obniżania cen, resort zdrowia kilka lat temu wprowadził przepisy, które zmuszają koncern do 25-proc. obniżki ceny, kiedy kończy się wyłączność rynkowa na dany lek. Wszystko po to, by chronić budżet państwa. W maju tego roku okazało się, że na dwa miesiące przed końcem wyłączności rynkowej cena jednego z takich leków wzrosła nagle o kilkadziesiąt procent. Dzięki temu firma uniknęła efektów ustawowej obniżki.
Tak się stało, tyle że firma na tym nie zyskała, tylko straciła. Mówiąc precyzyjnie – jej zyski ze sprzedaży tego leku się zmniejszyły.
Jak to?
Już tłumaczę. Według ustawy lek z ceną np. 100 zł musi zejść do ceny 75 zł po utracie wyłączności rynkowej – czyli zazwyczaj wtedy, kiedy kończy mu się patent i na rynku mogą pojawić się generyki, czyli leki o takiej samej skuteczności, tylko tańsze. Czyli zgodnie z ustawą firma powinna obniżyć cenę o 25 proc. Kłopot pojawia się wtedy, gdy firma mówi, że nie obniży ceny – nie chce, nie może…
Dlaczego nie może? Przecież takie są przepisy i nie można robić nic wbrew nim?
Nie robimy nic wbrew przepisom. W Polsce ceny leków są bardzo niskie na tle innych państw i firmy – szczególnie te, które mają centrale międzynarodowe – wolą zrezygnować z refundacji w Polsce niż zgodzić się na kolejną obniżkę. Powód jest prosty: polska cena wpływa na wysokość ceny danego preparatu w innych krajach z tego samego regionu, w Czechach, Bułgarii, Rumunii. Zdarza się, że po policzeniu zysków i strat firma uznaje, że finansowo bardziej opłaca jej się wypaść z naszego systemu refundacji niż obniżyć cenę w Polsce, bo to spowodowałoby obniżenie cen również w innych państwach. Więc producent stawia sprawę jasno: jak zmusicie nas do obniżki, to my wyjdziemy z refundacji.
Cały wywiad przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP