Polska Agencja Prasowa: Organizatorzy zapewniają, że igrzyska w Tokio się odbędą, a ich odwołanie nie wchodzi w rachubę. Uważa pan, że w obecnej sytuacji zdrowotnej na świecie tak zdecydowane deklaracje mają podstawy? Na początku bieżącego roku niemal do końca zapewniali, że impreza odbędzie się tego lata...

Jarosław Krzywański: To jest jasny przekaz. Komitet Organizacyjny dostrzega to ryzyko, ale chce się z nim zmierzyć. Chce przygotować wszystkie procedury tak, by igrzyska mogły się odbyć bezpiecznie. To już jest zupełnie inna sytuacja niż poprzednio. Mija już rok od wybuchu epidemii, dużo więcej wiemy, w wielu krajach ruszają szczepienia. To pozwala budować jakąś strategię ochrony i spróbować się zmierzyć z igrzyskami. Nie potrafię powiedzieć obecnie, czy one się odbędą, ale na pewno na podstawie tego, co wiemy, można budować plan. Jak potoczy się sytuacja związana pandemią - tego nikt teraz nie wie. Jaką ochronę dadzą szczepienia? Jaką rolę będą pełniły przeciwciała u ozdrowieńców? Trzeba jeszcze trochę poczekać na te odpowiedzi.

PAP: Ostatnio jednym z czołowych tematów w wielu krajach jest szczepionka na Covid-19. Czy w tej kwestii organizatorzy igrzysk przekazali już wytyczne dla sportowców?

J.K.: Nie ma głosów, by był obowiązek szczepienia, ale na pewno będzie ono rekomendowane. My też, jako PKOl, będziemy to zalecać.

Reklama

PAP: Według pana powinno to być obligatoryjne?

J.K.: Osobiście mogę powiedzieć, że tak. Ja tak uważam. Moim zdaniem jeśli osoba, która chce być członkiem polskiej reprezentacji olimpijskiej, nie będzie znała swojego statusu immunologicznego - czyli, czy przeszła tę chorobę, czy też nie - powinna być na tyle odpowiedzialna, by się dobrowolnie zaszczepić. To nie budzi moich wątpliwości.

PAP: Na początku grudnia poinformowano, że do Tokio będą mogli przylecieć zagraniczni kibice. Widzi pan jakieś zagrożenia w związku z tym?

J.K.: Jeżeli organizatorzy będą potrafić stworzyć bezpieczne warunki, to dlaczego nie? Być może, że będą też jakieś wymogi dla publiczności. Mamy jeszcze trochę czasu. Natomiast w tej chwili jest potrzebny jasny przekaz dla sportowców - że kwalifikacje znowu się rozpoczynają, że mają trenować. Bezpiecznie, ale trenować i... wracamy do życia.

PAP: Sądzi pan, że wiosną będzie już możliwe zorganizowanie imprez kwalifikacyjnych w tzw. normalnych warunkach?

J.K.: Na pewno będą warunki do rozegrania zawodów. A czy do tego, by odbyły się one z udziałem kibiców, to nie potrafię powiedzieć. Pewnie jeszcze nie, ale jesteśmy tego coraz bliżsi.

PAP: Czy pandemia obecnie znacząco utrudnia sportowcom trenowanie?

J.K.: Pojawiają się oczywiście problemy, bo nie mają takiego dostępu do obiektów jak kiedyś i takiej możliwości przemieszczania się. Ale świat sportu jest doskonale zorganizowany i zawodnicy trenują. Ci, którzy myślą o igrzyskach w Tokio, przygotowują się i będą to robić także w styczniu. Przeszkód na pewno nie zabraknie, choćby takich jak teraz związanych z sytuacją w Wielkiej Brytanii i przelotami, ale myślę, że to już nie zatrzyma tego procesu. Troszkę go zakłóci, ale już go nie zatrzyma.

PAP: Pod koniec kwietnia mówił pan, że sportowcy w profesjonalny sposób i ze zrozumieniem podeszli do sytuacji, w jakiej się znaleźli. Podtrzymuje pan to?

J.K.: Tak. Sportowcy zachowują się - w większości oczywiście - odpowiedzialnie. To, co się stało jesienią, nie jest skutkiem tego, że oni się zachowywali w taki, a nie inny sposób, tylko całe społeczeństwo, a ktoś na to pozwolił. Tu sytuacja została całkowicie źle oszacowana. Nie tylko w Polsce. To spowodowało, że druga fala niestety wystąpiła i to dosyć mocno.

PAP: Brał pan udział w przygotowywaniu procedur związanych z pandemią w różnych krajowych ligach. Tam też doszło do rozprężenia?

J.K.: Oczywiście, że tak. Wszędzie są ludzie, wszędzie popełniają błędy. Gdy ligi ruszały jesienią, to był jeszcze okres poluzowania obostrzeń. Wszystkim się wydawało, że to się uda. Przypadki zakażenia w grach zespołowych, zachorowania w klubach - można powiedzieć, że całe ogniska - pokazały, że niestety... Te systemy nie były idealne, ale były. Sporo osób przeszło chorobę, ale wszystkie ligi grają. Mecze były przekładane, ale rywalizacji całkiem nie wstrzymano. To pokazuje, że można.

PAP: Procedury wciąż są jeszcze modyfikowane?

J.K.: One od początku w większości były dobre. Kwestia zawsze jest w realizacji. To jest problem. Jak transmisja wirusa jest w społeczeństwie, to trudno wydzielić sportowców całkowicie z życia. Oni gdzieś funkcjonują, mieszkają, mają rodziny, dzieci, które chodzą do szkoły. To nie jest tak, że da się wszystkich sportowców zamknąć i odizolować od reszty.

PAP: W ligach NBA i NHL w fazie play off zdecydowano się na rywalizację w tzw. bańce. Podobno taki pomysł pojawił się też jako awaryjne rozwiązanie w przypadku ekstraklasy siatkarzy...

J.K.: Obecnie w Polsce nie ma na to możliwości przede wszystkim logistycznych i finansowych. Dużo lepszym sposobem jest uodpornienie społeczeństwa.

PAP: Przyjmuje się, że sportowcy - jako osoby młode, zdrowe i będące w dobrej kondycji - przechodzą zakażenie koronawirusem łagodnie. Czy spotyka się pan często z odstępstwami od tego?

J.K.: Nie. Jako Centralny Ośrodek Medycyny Sportowej mamy w tej chwili największą bazę danych dotyczącą zawodników, którzy mieli tę chorobę. 20 procent z nich przeszło ją bezobjawowo, 80 proc. objawowo, z czego 99 proc. miało łagodny przebieg. Zdarzają się faktycznie sytuacje, gdzie u sportowców utrzymują się objawy, ale na dziś mogę powiedzieć, że jakiejś poważnej patologii jeszcze nie odnotowaliśmy.

PAP: Niektórzy zawodnicy-ozdrowieńcy obawiają się długofalowych skutków choroby w postaci problemów z wydolnością lub np. zaburzeń kardiologicznych...

J.K.: To, że ktoś przez miesiąc nie może wrócić do treningu nie oznacza, że ma uszczerbek na zdrowiu. Zdarzają się takie sytuacje, że sportowcy są długo osłabieni, mają problemy z wejściem w trening, ale summa summarum wszyscy w niego wchodzą. Przewlekłych problemów jako następstwa Covid-19 na razie nie znajdujemy. Ale cały czas zbieramy dane i za wcześnie, by powiedzieć, że to jest łagodna choroba dla sportowców, wszyscy mogą ją przejść i nic im nie będzie.

Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek (PAP)