Populacja świata nieuchronnie się starzeje. Jak podaje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) w 2050 roku liczba ludności w wieku powyżej 60 lat, będzie prawie dwa razy wyższa (22 proc.) niż w 2015 roku. W połowie stulecia 80 proc. ludzi we wspomnianym wieku będzie mieszkać w krajach o niskich i średnich dochodach, a liczba osób powyżej 80-tki potroi się w stosunku do stanu obecnego (osiągnie blisko 430 milona). Konsekwencją tego stanu rzeczy musi być wzrost kosztów opieki zdrowotnej, a trzeba wziąć także pod uwagę spadek liczby zatrudnionych i wyższą dynamikę wzrostu występowania chorób cywilizacyjnych. Systemy opieki zdrowotnej na całym świecie znajdą się pod jeszcze większą presją niż obecnie, tym bardziej że personelu medycznego może ubywać. W Europie już brakuje około dwóch milionów lekarzy, pielęgniarek i personelu pomocniczego, a 40 proc. lekarzy w Europie i Azji Centralnej ma więcej niż 55 lat. Do spadku liczby personelu medycznego przyczyniła się także pandemia, w wyniku której życie na całym świecie straciło wg WHO około 180 tys. osób zatrudnionych w służbie zdrowia. Stąd szacunki mówiące, że w 2030 roku brakować może nawet 80 mln pracowników służb medycznych, w tym dziewięciu milionów pielęgniarek. Już teraz pracują oni w warunkach przeciążenia i stresu, a od 20 do 38 proc. personelu medycznego w krajach Zachodu, od Australii przez Japonię, Wielką Brytanię, aż po USA chce zrezygnować z pracy w bezpośredniej opiece medycznej w ciągu roku–dwóch (to wnioski z zeszłorocznego badania firmy konsultingowej McKinsey). W przypadku pielęgniarek deklaracje te są znacznie częstsze.

Wirtualizacja, czyli szpital w domu

W opisanych warunkach niezbędna staje się zmiana modelu opieki medycznej. Oznacza to, że część pacjentów, która do tej pory wymagała leczenia szpitalnego, może być leczona w warunkach domowych, będąc jednak pod stałą opieką medyczną. W niektórych krajach takie rozwiązania są już wdrażane, przede wszystkim w USA i Australii. W Stanach Zjednoczonych z federalnego programu Acute Hospital Care at Home skorzystało już 186 szpitali, które posiadają specjalny federalny certyfikat Medicare, bo hospitalizacja domowa wymaga zmienionych procedur medycznych. W Australii Południowej wirtualna, pilna opieka nad dziećmi i młodzieżąobjęła ponad 2000 pacjentów w ciągu pierwszych kilku miesięcy jej działania, a prawie 90 procent z nich uniknęła wizyty na oddziale ratunkowym. Jednocześnieaustralijski Royal Prince Alfred Virtual Hospital wspierał konsultacje z ponad 13 tysiącami pacjentów w okresie od lutego do lipca 2021 roku, co miało szczególne znaczenie podczas trwającej jeszcze pandemii.

Reklama

W odniesieniu do tego kraju analiza przeprowadzona przez McKinsey wykazała, że przynajmniej 11 proc. przyjęć do szpitali publicznych mogłoby podlegać wirtualizacji opieki medycznej. Wymagana byłaby jednak odpowiednia klasyfikacja pacjentów do jednorodnych grup diagnostycznych i inne zarządzanie procesem leczenia. A to zwolniłoby rocznie 47,5 tysiąca łóżek szpitalnych w publicznej służbie zdrowia. Podobne programy wdrażane są także w Wielkiej Brytanii. Tamtejsza Narodowa Służba Zdrowia (NHS) zobowiązała się niedawno do zwiększenia pojemności wirtualnych oddziałów o 40 do 50 łóżek wirtualnych na 100 000 pacjentów do końca bieżącego roku, co pozwoli na wirtualną obsługę ponad 17 proc. wszystkich przyjęćszpitalnych. Pierwszy raz, londyńskie szpitale wykorzystały pilotażowo model wirtualnej opieki w czasie pandemii, co dotyczyło 125 pacjentów niecovidowych. W ten sposób zwolniono 28 łóżek szpitalnych na 31 dni.

Korzyści z wirtualizacji szpitali

Przenosząc opiekę doraźną do domu, wirtualne szpitale zapewniają w stosunku do tradycyjnego modelu leczenia trzy kluczowe korzyści; większą liczbę dostępnych łóżek, wyższą satysfakcję pacjentów,lepsze rezultaty terapii oraz widoczne oszczędności kosztów. Wielu pacjentów woli również korzystać z opieki w domu niż w łóżku szpitalnym, a 86 proc. z nich zgłasza wysoki poziom satysfakcji z wirtualnej hospitalizacji, 89 proc. ze zdalnego monitorowania, a 90 proc. uznało obsługę domowych technologii medycznych za prostą. Komfort i lepsze samopoczucie leczonych w ten sposób pacjentów wynika z ich świadomości, że tą drogą mogą uniknąć wielu zakażeń szpitalnych wynikających z kontaktów z grupami osób. Najbardziej powszechne są zakażenia wywoływane przez gronkowca złocistego lub inne trudno wyleczalne patogeny. A liczba tego typu zakażeń rośnie od czasów pandemii, cześć z nich kończyć się może sepsą, która staje się śmiertelnym zagrożeniem. Preferencje pacjentów dotyczące opieki wirtualnej zwiększają otwartość lekarzy na technologie cyfrowe jako alternatywę dla opieki osobistej. Ponad 95 proc. ankietowanych australijskich lekarzy, którzy je wykorzystywali, deklaruje duże lub umiarkowane zadowolenie z pracy w tymmodelu opieki zdrowotnej. Trzy czwarte medyków stwierdziło, że preferencje pacjentów dotyczące cyfrowej terapii były kluczową motywacją do świadczenia opieki w ten nowy sposób.

Jak wygląda wirtualne leczenie

Proces wirtualnego leczenia zaczyna się od lekarza rodzinnego, przez którego pacjent jest diagnozowany, a następnie kwalifikowany do leczenia szpitalnego. Lekarz wprowadza dane kliniczne pacjenta do elektronicznej dokumentacji medycznej. Koordynator danego przypadku otrzymuje skierowanie i weryfikuje informacje oraz ocenia wskaźniki ryzyka dla danego pacjenta. Lekarz przyjmujący go w wirtualnym centrum kwalifikacyjnym kieruje pacjenta do wirtualnego szpitala, choć ten pozostaje w domu, gdzie oczekuje na plan leczenia. Może on obejmowaćna przykład: dożylne podawanie antybiotyków, codzienne pobieranie krwi, badanie różnych parametrów życiowych, wymazy i badania obrazowe oraz wsparcie przez personel medyczny, odpowiedni sprzęt i leki.

Wstępna osobista wizyta pielęgniarska odbywa się w ciągu ośmiu godzin od przyjęcia, w zależności od stanu klinicznego pacjenta. Podczas tej wizyty w domu ustawiane są urządzenia cyfrowe, w tym zdalny monitoring i tablet do komunikacji. Wyposażenie dodatkowe, na przykład jak środki ułatwiające poruszanie się, dostęp dożylny i pompy infuzyjne, są instalowane zgodnie z wymogami. Opieka kliniczna zaczyna się od kontroli parametrów życiowych, wstępnego badania krwi, wymazów i dożylnego podania antybiotyków, z notatkami przesyłanymi do Elektronicznej Dokumentacji Medycznej w czasie rzeczywistym. Pielęgniarki informują również pacjentów o planie leczenia i przeprowadzają szkolenie z zakresu obsługi sprzętu chorego i jego najbliższych. Kolejne dni to wirtualne obchody pacjentów przez lekarzy. Personel pielęgniarski może pojawiać się 1-2 razy dziennie, zapewniając opiekę osobistą oraz pobierając krew i wykonując niezbędne iniekcje. Może być także dostępny na żądanie w uzasadnionych przypadkach. W domowym szpitalu możliwe są także zabiegi fizjoterapii. Po niezbędnym upływie czasu leczenia pacjent wypisywany jest z wirtualnego szpitala z ewentualnymi zaleceniami dalszej terapii.

Ile można oszczędzić?

Już przed pandemią w wielu krajach OECD prognozy wskazywały, że dynamika wydatków na opiekę zdrowotną przewyższy do końca dekady tempo wzrostu PKB. Wirtualne szpitale udowadniają, że tak być nie musi, bo generują 20 proc. bezpośrednich oszczędności w stosunku do tradycyjnej formy hospitalizacji. Niezależnie od zmniejszenia zapotrzebowania na przepustowość szpitali, koszty jednostkowe wirtualnego szpitala (koszty jednego epizodu opieki) są na przykład w Australiio około 660 dol. niższe niż porównywalne koszty jednostkowe typowych pacjentów szpitalnych. Głównie ze względu na redukcję kosztów pracy medycznej i innych kosztów klinicznych. Wirtualne szpitale mają bowiem tę zaletę, że mogą zwiększać stosunek liczby lekarzy i pielęgniarek w stosunku liczby do pacjentów. Gdyby uwzględnić dodatkowe koszty inwestycyjne związane z koniecznością budowy nowych szpitali, czego można uniknąć, oszczędności te wzrosną dwukrotnie. Z pewnością podobne rozwiązania sprawdziłyby się także w Polsce, a oczekiwanie na hospitalizacje w wielu przypadkach mogłoby być krótsze.