"Jesteśmy tu, aby powiedzieć wytwórniom, jak silni jesteśmy" - wyjaśnił członek komitetu negocjacyjnego Gildii Pisarzy Amerykańskich (WGA) Adam Conover.

W trakcie wiecu miały miejsce porywające, czasem pełne wulgaryzmów przemówienia

51 dnia strajku jego uczestnicy i zwolennicy przemaszerowali ulicami dzielnicy Mid-Wilshire, aby przyjść w sukurs Amerykańskiej Gildii Scenarzystów. Chcą nasilić presję na studia filmowe, telewizyjne i firmy technologiczne, aby spełniły ich żądania.

Reklama

„Hollywood Reporter” zwrócił uwagę, że w trakcie wiecu miały miejsce porywające, czasem pełne wulgaryzmów przemówienia, w tym scenarzysty i reżysera Bootsa Rileya, Conovera i jednej z liderek silnego związku zawodowego kierowców ciężarówek Teamsters Union.

Demonstranci chcieli dowieść, że hollywoodzka siła robocza się z nimi solidaryzuje. Zdaniem Conovera, prezes stowarzyszenia producentów filmowych i telewizyjnych (AMPTP) Carol Lombardini nie doceniła siły strajkujących.

Boją się tego, jak bojowi i gotowi do walki się staliśmy

„Nie planowała, że po ośmiu tygodniach wnosimy taką samą energię jak pierwszego dnia. Nie planowała, że do naszych pikiet dołączą pracownicy z każdego związku w mieście" – zaznaczył Conover.

Wtórował mu Riley. Stwierdził, że pracodawcy boją się tego, co się dzieje. „Boją się tego, jak bojowi i gotowi do walki się staliśmy" - zauważył.

Do strajkujących dołączyli członkowie innych związków zawodowych. Byli wśród nich przedstawiciele SAG-AFTRA, Gildii Reżyserów, International Union of North America, American Federation of Musicians oraz Teamsters.

Ok. 11500 członków WGA protestuje od 2 maja. Walczą ze studiami filmowymi m.in. o zwiększenie płac, stabilność zatrudnienia i kwestie łączące się z zagrożeniami wynikającymi z wykorzystywania sztucznej inteligencji przy produkcji seriali.

Z Nowego Jorku Andrzej Dobrowolski